środa, 30 maja 2018

Tytuł

Słoneczniki. To bardzo fajny tytuł. Tak sobie myślałam o tym żółtym i wpadłam, że to bardzo dobrze pasuje, bo przecież nie mogę nazywać tekstu do końca Yellow. Nawet przez chwilę korciło mnie, żeby zmienić nazwę Pancernika, ale ona ma... bardzo długą i zawiłą historię, rozpoczętą zanim jeszcze w ogóle wymyśliłam i zaczęłam pisać ten tekst, więc trochę byłoby szkoda. Dlatego Pancernik zostaje, Słoneczniki pojawiają się osobno.
W ogóle muszę wam przyznać, że tak jak chyba większość pisarzy nie lubi wymyślać tytułów, to dla mnie to jest jedna z fajniejszych rzeczy. Nigdy nie siedzę i nie myślę, jaki tu nadać tytuł, po prostu w pewnym momencie on sam przychodzi i wtedy wszystko wskakuje na miejsce. Wcześniej zazwyczaj posługuję się prowizorycznym tytułem, który pojawia się, kiedy jeszcze tekst jest zdaniem pojedynczym zapisanym na kartce na nocnym stoliku (jak Rude czy Syberia) i czasami zdarza się, że tytuł jest na tyle trafny i robi sens, że zostaje (jak Grzybobranie), ale zazwyczaj prawdziwy tytuł po prostu któregoś dnia sam przychodzi, jeśli odpowiednio długo myślę nad jakimś tekstem.
Natomiast stosunkowo rzadko tytułuje rozdziały, bo skoro już wymyśliłam jeden dobry tytuł jakiegoś rozdziału, to musiałabym tytułować wszystkie, a nie zawsze mam tyle dobrych pomysłów. Tytułowałam rozdziały Małpy i byłam nawet z nich całkiem zadowolona, ale mam wrażenie, że nikt nie zwrócił na nie uwagi. Pierwsza Małpa ma 22 rozdziały, druga 28 i wydałam na to roczny zapas kreatywności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz