poniedziałek, 30 lipca 2018

Z lasu

Wczoraj wieczorem wróciłam z tygodniowego pobytu w głuchym lesie, dzisiaj jak przyjechałam z uczelni (nie polecam roweru w tę pogodę) okazało się, że moja pralka się popsuła i prałam stos ubrań z wyjazdu ręcznie. Zanim zaczęłam grać w to życie zamiast wybrać sobie jakąś rozsądną klasę postaci wybrałam klasę przegryw życiowy w której zamiast punktów umiejętności po każdym awansie rozdajesz punkty failu.
Na wyjeździe obejrzałam sobie Thory, chociaż nie jestem specjalnie w Marvelu, i może coś na ten temat później napiszę, ale co ważniejsze rozkminiłam tyle rzeczy do moich opek, że to się w pale nie mieści - byłoby jeszcze fajnie, gdyby to było do jednego opka, a nie do dwudziestu różnych, bo ilość rozkminionego materiału trochę się rozmywa, ale i tak jest fajnie.
Tak na szybko:

wtorek, 17 lipca 2018

Zły kraj dla Bergerów

Powinnam mieszkać na Syberii. Albo Alasce. Jeżu, dla mnie nawet Finlandia była w tym roku za ciepła. Nie wiem, co jest nie tak z moim systemem chłodzącym, ale mnie zabijają już temperatury powyżej 20 stopni, co jest tym bardziej absurdalne w obliczu tych fali gorąca u Brytoli. Byłam wczoraj z Franciskiem w mieście, żeby kupić herbatę i zajęło mi to godzinę, przy czym ledwo dowlokłam się potem do domu i nie byłam w stanie już robić nic innego. Dzisiaj jest trochę lepiej, tym bardziej, że pada, ale ta temperatura już i tak zdążyła rozbić mi wszystkie plany.
Oczywiście nic nie napisałam od czasu tamtych marnych 900 słów, o których pisałam poprzednio. Chciałabym powiedzieć, że dlatego, że zajmowałam się redakcją Romanowa (dostałam pierwszą opinię i powinnam parę rzeczy tam zmienić) i sama opiniowałam jeden tekst, ale tak właściwie, to tego nie robiłam. Poza tym mam do przeczytania jeszcze jeden tekst, tym razem fanfik, i wypadałoby wreszcie pojechać do tej biblioteki, w której mam listę jakichś 20 książek do wypożyczenia. Teoretycznie od rana miałam mnóstwo czasu, żeby zrobić którąś z tych rzeczy, ale nie zrobiłam żadnej. Chyba pójdę ugotować obiad.

piątek, 13 lipca 2018

Piszę

Mam jakieś dwa tygodnie opóźnienia względem planu, ale zaczęłam wreszcie pisać opko o Syberii. Teoretycznie powinnam je skończyć w przyszłym tygodniu, bo w przyszły weekend wyjeżdżam - ale najpierw nie mogłam się za to przez cały dzień zabrać, bo przecież zaczynanie rzeczy jest dla słabych, potem dostałam do przeczytania bardzo dobre opko i nie miałam czasu na jakieś tam pisanie (wady i zalety przyjaźnienia się z samymi pisarzami).
Ale udało mi się zacząć Syberię, chociaż nie napisałam dzisiaj nawet 1k. Zdecydowałam się na narrację pierwszoosobową, bo w dłuższych tekstach praktycznie nigdy tego nie robię, a do opowiadania pasuje, bo skupiam się na głównym wątku. Już mniej więcej wiem, co chcę osiągnąć, chociaż ostatnio chyba miałam za dużo Romanowa i Grzybobrania, bo zapowiada się kolejny tekst bez dialogów, tylko z opisami przeplatanymi sporadycznie akcją. Whatever. W trzecim zdaniu wspominam o wierzbownicy.
Tak sobie myślę, że zredagowalabym Grzybobranie (bo przed redakcją nie czytam własnych tekstów tak sobie, żeby nie zapamiętywać zdań), ale tak właściwie to nie powinnam, bo jeszcze przed NaNo powinnam do końca zredagować Anestezjologa. Poza tym nie wiem nawet, do czego miałabym dążyć w Grzybobraniu, bo nie wiem, co chcę z tym tekstem zrobić. Ofc idealny byłby wydany zbiór opowiadań, ale to jest cel na razie nierealny.

niedziela, 8 lipca 2018

Inspiracje

Siedzę w tej chwili w pociągu na lotnisko w Helsinkach.
(Te różowo-fioletowe ciapki to wierzbownica. Jest wszędzie).

środa, 4 lipca 2018

Drzewa cd.

Drugi dzień wytężonej pracy i udało mi się ogarnąć tę parszywą genealogię. (Trzeci, jeśli liczyć to, jak je układam w zeszłym roku, ale właściwie wszystko potem musiałam pozmieniać). Nadal mam lukę pokoleniową, ale nie jest ona aż tak duża, poza tym na początku lat '70 były w kraju poważne niepokoje, które skończyły się buntem Armii Rezerwowej, więc to ma sens, że nikt nie decydował się na dzieci. Tymczasem znalazłam dzisiaj dwie potencjalne intrygi, które zresztą bardzo pasują mi do fabuły.
Jedna kręci się wokół tego, że jedna z największych nowych fortun w kraju należy do grafa Muserskiego, powszechnie uważanego za nieszkodliwego idiotę (był najmłodszy i nikt się nie spodziewał, że obejmie tytuł, ale trójka jego rodzeństwa zginęła wcześniej), natomiast jego ojciec jest z rodu Spiridonowów, znanych spiskowców. Druga intryga związana jest z tym, że na chwilę obecną najbliższym spadkobiercą grafiny Sokołowej poza jej bliźniaczym bratem jest margrafina Michajłowa, co daje grafinie kolejny argument, czemu nienawidzić Michajłowów (jakby jeszcze jakiegoś potrzebowała, wszyscy nienawidzą Michajłowów).
Mam też trochę lepszą koncepcję samego początku, ale jeszcze muszę się skonsultować z moim kółkiem pisarskim, bo nie wiem, czy to, co zamierzam, ma sens. Teoretycznie chciałabym zrobić coś w rodzaju prologu z wszechwiedzącym narratorem, a potem już przeskoczyć na narratora personalnego i tak zostać. Ale nie wiem, na ile coś takiego byłoby czytelne i w ogóle miałoby sens. Raz już zaczęłam pisać (doszłam do jakichś 10k), ale to nie miało sensu. Teoretycznie mogłabym prolog napisać z perspektywy jakiegoś randoma, no ale nie chcę marnować pierwszego wrażenia na kogoś, kto nawet nie jest w tekście istotny. Tak, mogłabym po prostu napisać prolog z perspektywy Dimy, ale nie chcę POV Dimy, no. On jest głównym bohaterem, ale mam wrażenie, że to by mu ujęło, gdyby czytelnik wiedział, co mu chodzi po głowie.

wtorek, 3 lipca 2018

Drzewa genealogiczne

Jestem w tej chwili na wakacjach w Finlandii, żeby skorzystać z tego, że tutaj dzień trwa całą dobę. W zeszłym roku ta ilość światła dała mi tyle energii, że skończyłam Małpę, i miałam nadzieję, że w tym też się uda - ale jakoś nie mogę się wziąć do pisania. Może to dlatego, że niedawno pisałam Grzybobranie i tyle co zredagowałam Romanowa, więc mam trochę przesyt.
No ale nic straconego, bo dzisiaj wzięłam się wreszcie za ogarnianie poprawek do Ruskich Elfów i przepisałam na nowo 12 drzew genealogicznych, co zajęło mi właściwie cały dzień i od obliczania dat urodzin i śmierci dostałam migreny. W dodatku dzisiaj wieczorem coś mnie tknęło i zrobiłam sobie wykres lat urodzeń - i słusznie, bo mam gigantyczną dziurę pokoleniową. Moi bohaterowie urodzili się albo w latach '20, albo '50, albo '80. Akcja rozpoczyna się w '96 i nikt nie ma dzieci młodszych niż 6 lat. Kompletnie brakuje mi też dwudziestoparolatków, bo pomiędzy '65 a '75 urodziła się dokładnie jedna osoba z 60, których wiek liczyłam (i jest to Aleksy Irinowicz, młodszy brat Dimy). Po prostu miałam jeden schemat układu dziadkowie-rodzice-dzieci, którego się trzymałam, zamiast uskutecznić płynną przemianę pokoleń jak w rzeczywistości.
Dobrze, że się zorientowałam, a i to tylko dlatego, że rozpisałam sobie młodsze pokolenie, żeby znaleźć jakieś możliwości intryg związanych ze swataniem, i odkryłam, że to niemożliwe, bo praktycznie wszyscy bohaterowie nastoletni to dziedzice tytułów, a więc nie mogą hajtać się między sobą (to znaczy prawo tego nie zabrania, ale nikt na to nie idzie, bo to by oznaczało połączenie włości i wygaśnięcie jakiegoś tytułu). Jeśli kiedykolwiek to w ogóle napiszę i wydam, to naprawdę nie sądzę, żeby ktoś zwrócił na to uwagę i zaczął wyliczać, czy wiek bohaterów odpowiada krzywej Gaussa, ale sama po prostu nie mogę sobie pozwolić na taką fuszerkę.
Z dobrych wieści: pozostałe parametry na razie mi się sprawdzają, to znaczy stosunek mężczyzn do kobiet wynosi 1:1 i stosunek imion jest taki, jak zamierzałam (tzn. wszystkie imiona mają podobne obłożenie, tylko Aleksy i Aleksja są używane ponad dwa razy częściej).