sobota, 24 lutego 2018

Remcon

Mój pierwszy konwent w życiu, na który właściwie wprosiłam się jako gość gościa specjalnego (polecam mieć wśród znajomych wydawanych pisarzy). Wydałam znacznie więcej, niż planowałam (głównie na kubki z Doktora Who i K project), ale raz się żyje. Program nie był zachwycający, byłam tylko na jednej prelekcji wspomnianej wyżej wydawanej pisarki (Clio Gucewicz, autorki Księżycowych Blizn), na której było naprawdę fajnie. Prowadzący nie miał co prawda czasu przeczytać książki, ale znał się trochę na pisaniu i historii Japonii, więc rozmowa potrwała całą zaplanowaną godzinę i zahaczała o różne tematy. Poza krewnymi i znajomymi królika znalazło się też kilku przypadkowych ludzi, z których jeden zaraz po skończonej prelekcji poszedł kupić książkę na stoisku Kirina i wrócił po podpis, na co się bardzo cieszę, bo osobiście jestem wielką fanką Księżycowych Blizn i cieszy mnie każdy kolejny czytelnik. Poza tym większość czasu przesiedziałam na stosiku, co mi bardziej odpowiadało niż plątanie się po szkole i wchodzenie w interakcje z ludźmi, których nie znam.
Widać było trochę braków w organizacji, ale może następnym razem pójdzie lepiej, bo to pierwszy konwentu urządzany na północy od wielu lat, wiec można zastosować taryfę ulgową, tym bardziej, że większość organizatorów była z Trójmiasta, a nie wypożyczyła się z innych miast konwentowych. Trochę rozczarowały mnie prelekcje, ale może to też kwestia tego, że to był konwent stricte mangowo-animowy, a z tym od jakiegoś roku mam przerwę. Jednak naprawdę brakowało mi prelekcji jakiś popularno-naukowych, które by złapały moją uwagę, poza prelekcją Człowieka z Szopem na Głowie (spacerował sobie po konwencie z żywym udomowionym szopem, który siedział mu na ramieniu), ale odbywała się ona wieczorem, kiedy już szłam do domu, więc na niej też nie byłam.

niedziela, 18 lutego 2018

Opko o Syberii

Konspekt opka został poddany wnikliwej dyskusji i w sumie to nie ma sensu, za dużo tam dziur fabularnych, które musiałabym łatać, przerabiając wszystko inne, więc meh. Poza tym kiedy pisałam to zgodnie z moim schematem struktury powieści to tego nie zauważyłam, ale ten tekst literalnie nie ma żadnego momentu kulminacyjnego, zwrotu akcji ani niczego takiego, co jest esencją opowiadania. Like, moje bohaterki idą, idą, idą, dochodzą na miejsce, koniec. Rzycie jest ciężkie, chyba wrócę do redagowania Anestezjologa (ale nie myśląc o tym za bardzo, bo jeśli w tym też znajdę jakąś krytyczną dziurę fabularną, to chyba padnę).
Pozytywna strona tego wszystkiego jest taka, że długość tekstów, które piszę (tj ok 40k słów) zupełnie nie nadaje się ani na debiut jako opowiadanie nadesłane gazecie, ani jako powieść nadesłana wydawnictwu, a więc nie nadaje się na debiut w ogóle, a skoro nie piszę kończę niczego innego, nie jestem w stanie debiutować, co właściwie rozwiązuje wszystkie moje problemy. Przynajmniej dopóki nie napiszę wreszcie Rudego opka albo Ruskich Elfów, ale to się nie stanie przez przynajmniej najbliższe dziesięć lat, co chyba przyjmuję z pewną ulgą (już samo pisanie jest ciężkie, a co dopiero wysyłanie do wydawnictw).

sobota, 17 lutego 2018

Opko

Mam nowy pomysł na opko: urban fantasy, młody czarodziej adoptuje dziecko swoich najlepszych funfli zamordowanych przez Złego Maga i wychowuje je razem ze swoim zwilkołaczonym chłopakiem. Wszelkie nawiązania do twórczości JKR jak najbardziej celowe. (Przez chwilę chodziła za mną koncepcja "w 1920 potężny mag i jego bff mają truloffy, ale bff okazuje się nazistą i walczą ze sobą", ale niestety to za bardzo historyczne, a moja wiedza o 1920 jest marna). Natomiast pierwsze wymienione opko bardzo do mnie przemawia, tylko niestety nie mam bladego pojęcia jak działają dzieci i jak napisać postać kilkulatka.
Wracając do JKR to po jej ostatnich wypowiedział otrząsnęłam się z jakichkolwiek złudzeń i czuję się trochę obrabowana z dzieciństwa jej postawą, ale z drugiej strony koszmarne yaoice potterowe to była jedna z pierwszych rzeczy, które pchnęły mnie w stronę researchowania lgbt. Nie powiem, że zawdzięczam to JKR, ani nawet nie yaoistkom, bo to ostro homofobiczne środowisko, ale mimo wszystko to był pewien pierwszy krok do stania się zlewaczałym gremlinem, którym jestem teraz.

czwartek, 15 lutego 2018

Update: podbijanie Taligu

Francis podczas bitwy sprawił się bardzo dobrze, to znaczy nic mu nie odpadło, a więcej od przyszłego króla nie oczekujmy. Kenalloa też ma się nieźle, natomiast Manrik (ja) jest poniżej wszelkiej krytyki. Wydawało mi się, że skoro całkiem dobrze mi idzie a/ chodzenie po górach, b/ jeżdżenie rowerem po płaskim, to z jeżdżeniem po górach też nie będzie problemu. Also, nie do końca się spodziewałam gór na pomorzu, bo przy chodzeniu się tego tak nie odczuwa, ale z drugiej strony kiedy osiedla mają w nazwach takie słowa jak "morena", "góra" albo "dolina", to można wnioskować, że te przewyższenia jakieś są. Ulrich-Berthold byłby zażenowany.

Pierwsza część zakończona

Udało mi się wreszcie skończyć redakcję pierwszej części Anestezjologa. Co prawda "pierwsza część" to trochę określenie na wyrost w przypadku tak krótkiego tekstu, ale idea była taka, że w pierwszej połowie mam narrację z POV tylko Olgi (no i Wang Yaling w niby-prologu), a w drugiej części już pojawia się więcej osób. Część pierwsza wzbogaciła się o 2,8k słów (w sumie 23k), część druga ma niecałe 15k, ale w końcówce bardzo się spieszyłam więc będzie sporo dopisywania, mam już co najmniej dwa fragmenty, które muszę napisać od zera, a sporo istotnych elementów takich jak Pogrzeb albo Ważna Rozmowa jest reprezentowanych przez jakieś dwa marne akapity na krzyż. Tak, nie lubię zakończeń. Głównie dlatego, że nie mam wprawy w pisaniu, flow mi się kończył (jeszcze bym nie wygrała NaNo w niecałe dwa tygodnie i co wtedy? Zawsze lubię mieć trochę czasu w zapasie), poza tym trochę spieszyłam się już do Rubinskyego, który nawiasem mówiąc też ma gówniane zakończenie i będę musiała je mocno przepisywać. W każdym razie sytuacja jest taka, że zupełnie nie spieszy mi się do redagowania części drugiej Anestezjologa (a jeszcze mniej na zabieranie się za Rubnskyego), więc chyba dam sobie trochę na wstrzymanie z redakcją i może wezmę się za to opko o podróży przez Syberię.
A na zakończenie pogadanka Olgi i Rashmi przy herbacie. Olga ma pewien życiowy problem z empatią.
Rashmi opadła na oparcie kanapy, splotła palce na brzuchu, ale po chwili zaraz je rozplotła i położyła rękę na podłokietniku.
– Jest coś ważniejszego. Dużo ważniejszego.
– Co takiego?
– Zdenerwujesz się.
– Ale nie powstrzymało cię to przed zrobieniem tego, więc powiedz o co chodzi i miejmy to już za sobą.

poniedziałek, 12 lutego 2018

WIP

Takie tam przyjacielskie przepychanki.

Mila Nikolajewna patrzyła spod zmarszczonych brwi i ze zdenerwowaniem bębniła palcami po blacie.
– Nie wiem, co to za wojna, którą prowadzicie, ale to musi się skończyć.
– Tak jest. Właśnie to robię.
– Czy twój plan zakończenia wojny polega na wymordowaniu wszystkich ludzi z Chennai?
To jest całkiem dobry pomysł.
– Nie, nie polega.

niedziela, 11 lutego 2018

Feminizm

Tymczasem wypączkował mi w tym dopisywanym wątku nowy bohater, starszy mechanik German Iwanowicz Głuchowski. Mam już w Anestezjologu całych czterech facetów: Germana Iwanowicza, drugiego oficera, kapitana Chena Fu i pana Li, szefa tajnej policji. No i martwego anestezjologa, ale nie wiem, czy go liczyć, bo on jest martwy już w pierwszym zdaniu tekstu.
Jeśli kiedykolwiek to wydam, to będę z uporem twierdzić, że piszę literaturę kobiecą. Moimi bohaterkami są głownie kobiety i robią typowe kobiece czynności, takie jak rządzenie galaktyką, dowodzenie armią i strzelanie do ludzi.
(Ale Germana Iwanowicza lubię, zresztą imię zobowiązuje).

sobota, 10 lutego 2018

Typowy dzień we Flocie

Dopisałam już jedną stronę tego nowego wątku. Jak na razie członkowie jednej załogi użyli chemtrailsów, żeby narysować penisa zaraz za oknem ulubionego baru drugiej załogi, więc ci w zemście obsikali samochód oficera pierwszej załogi. Niech ktoś mi zabierze Worda.
Jeśli natomiast chodzi o konspekt opka, to wczoraj spędziłam dwie godziny surfując po Wikipedii (chciałam tylko sprawdzić, co to jest serak, ale potem wciągnęły mnie hasła na temat lodowców) i chyba mam już całkiem spójną koncepcję fabuły. Ciągle się waham, czy jedna z bohaterek ma dożyć do końca, ale pewnie wszystko się okaże już podczas pisania.

piątek, 9 lutego 2018

Dalej redakcja

Powoli zbliżam się do połowy Anestezjologa, który na razie powiększył się o jakieś 10% (zważywszy, ile rzeczy wywaliłam, tekstu rzeczywiście dopisanego jest dużo więcej), i powoli zbliżam się do drugiego momentu, w którym planuję Duże Dopiski, przy czym tym razem nie chodzi mi o marne opisy, ale spore rozszerzenie jednego wątku, bo chronologia mi trochę ginie, więc muszę ją reanimować. Właściwie jeśli chodzi o zredagowany tekst, to mało co z niego zostało w porównaniu z pierwszą wersją, może dialogi, a to też nie wszystkie. Ten dopisek, do którego się zbliżam, jest w moich notatkach wyrażony całym "dopisać coś tutaj", więc nie mam pojęcia co robię i będzie to dzika improwizacja. Zapowiada się katastrofa. Chociaż z drugiej strony za jakieś parę k mam na planie "dopisać rozmowę o czymś", co jest jeszcze jaśniejszym i bardziej konkretnym celem.

wtorek, 6 lutego 2018

Opisy, opisy

Miałabym duży problem z wybraniem mojej ulubionej postaci w tym tekście: czy to Olga, Mila czy Irina.

Pokój był porażający. Z prawej strony ścianę w całości stanowiła szklana powierzchnia – niewątpliwie przezroczysta tylko w jedną stronę, żeby nie zakłócać prywatności – i pokazywała ona intensywną zieleń drzew ogrodu, podkreśloną tylko sztucznym, intensywnym światłem, doskonale zastępującym słońce. Po lewej rozpościerało się różowe piekło przedstawiające urocze do obrzydzenia kotki i pieski na tle baśniowego krajobrazu. Puchaty dywan wyglądał, jakby człowiek mógł zapaść się w nim, a potem zostać pochłonięty niczym w absurdalnym podobieństwie lotnych pisaków, dalej z kolei górował masyw potężnego, drewnianego biurka pokrytego barokowymi zdobieniami. Nic jednak nie przygotowywało na wizję osoby, zasiadającej za zabytkowym meblem.
Prezydent Liu uśmiechnęła się promiennie na widok gościa i na powitanie wstała ze swojego królewskiego miejsca. Nikt nie dałby jej ponad sześćdziesięciu lat, a prawdę powiedziawszy jej twarz wyglądała na młodszą niż ta, którą Olga widziała dzisiaj rano w lustrze. Poza tym prezydent miała skośne, ciemne oczy i włosy w kolorze platynowego blondu, które doskonale maskowały każdą nitkę siwizny, jaka mogła się w nich pojawić. Wystarczyło dodać do tego elegancką sukienkę w kolorze intensywnego różu oraz imponujące obcasy – które na pewno pomagały nie utonąć w dywanie – żeby otrzymać dokładny obraz najpotężniejszej osoby w Nowej Azji, a być może i w całej galaktyce, wybieraną w demokratycznych wyborach od bitych pięciu kadencji.

poniedziałek, 5 lutego 2018

O paleniu i czytaniu książek

Miałam okazję przeczytać wreszcie 451 stopni Fahrenheita Raya Bradburyego i mam co do tej książki mieszane uczucia. Oczywiście uznaję całkowicie przekaz jego dystopicznej rzeczywistości, w której ludzkość z własnej woli ogranicza swój potencjał intelektualny - to zostało już wielokrotnie omówione i chyba każdy się zgodzi, że nie ma sensu się ogłupiać. Bardzo mnie też bawi fakt, że książka o zakazywaniu książek została w niektórych miejscach zakazana - taka niezamierzona ironia.
Ale niestety wyjątkowo nie podoba mi się przekaz, że właściwie tylko książki są wartościowym medium i tak właściwie książka = wartościowe medium. To jest czystej wody snobizm i wyjątkowo drażni mnie ten motyw w literaturze, bo to pójście po linii najmniejszego oporu - osoba, która czyta tę książkę, najprawdopodobniej czyta dużo książek, więc na pewno się ucieszy, gdyby mu powiedzieć, jak fajni są ludzie czytający książki. Swego czasu przy czytaniu Miasta śniących książek ta narracja była dla mnie absolutnie niestrawna, u Bradburyego razi trochę mniej, bo w pewnym momencie nawet profesor Faber próbuje protestować, że nie chodzi o kult książki sensu stricte, ale o wartości, jakie te książki niosą - jednak mimo wszystko wydźwięk, że książki są dobre i wartościowe, a telewizja zła i bezsensowna wyjątkowo mnie denerwuje. To wszystko zależy, co danym medium jest przekazywane. Serial Doctor Who jest dla mnie miliard razy bardziej wartościowy, niż całe mnóstwo powieści, które czytałam, z kolei Wstęp do psychoanalizy, mimo że to książka i w dodatku naukowa, to brednie jakich mało.
Last but not least, obejrzenie co jakiś czas czegoś odmóżdżającego jest dobre dla samopoczucia i pomiędzy swoimi Poważnymi Studiami na temat Kanta, Platona i Konfucjusza warto przeczytać albo obejrzeć coś z kultury popularnej, naprawdę, nie dajmy się zwariować.
Moje wydanie zaopatrzone było jeszcze w dość burackie posłowie autorstwa Marka Oramusa, nie polecam.

niedziela, 4 lutego 2018

Opisy przyrody

Niofo: No jakoś tam to wyglądało, kogo to obchodzi?
Mózg: PRAFDZIFY PISASZ PISZE OPISY. PISZ TEN OPIS.
Mój mózg jest Ulrichem Bertholdem?

Also, opko o podróży trzech laś nabiera trochę kształtu, miejsce wyruszenia będzie dziewiętnastowiecznym Władowostokiem i mam nawet trochę zdjęć, żeby zrobić jakieś opisy. Mam też mniej więcej fabułę, to znaczy raczej mniej, ale od czegoś trzeba zacząć.

sobota, 3 lutego 2018

Konspekt

Piszę konspekt opka. Już od jakiegoś czasu, ale jak na razie udało mi się ustalić całe trzy imiona głównych bohaterek (nauczona doświadczeniem trzymam się z daleka od Indii, to nie na moje nerwy). Już od długiego czasu myślałam o tym opku, kiedy dopiero przymierzałam się do pisania z perspektywy głównej bohaterki, ale teraz mam wreszcie motywację, żeby zrobić konspekt, tzn. na spotkanie klubu pisarskiego przygotowujemy plany opowiadań. Idzie mi świetnie. Na razie zrobiłam najprostszą i najoczywistszą część planowania, które jest najprostszą i najoczywistszą częścią pisania, które samo w sobie jest tylko lekką rozgrzewką przed redagowaniem. 0,004/10, jeśli miałabym to oceniać liczbowo.
Wracając go głównych bohaterek, to mam Freemę King, która jest przedstawicielką kompanii handlowej i chce się przedrzeć na Ostatnie Zadupie, żeby zaproponować traktaty handlowe i może nawet puszczenie do miasta kolei żelaznej. Poza tym jest jeszcze Warwara Igoriewna Wołkońska (jakby ktoś czekał, aż pojawią się Ruscy), dowódca ekspedycji karnej i wyrzucona z domu była arystokratka. Ich przewodniczką do Ostatniego Zadupia jest Khünbish, szamanka z jednego z miejscowych plemion. Wspólnie i z bandą żołnierzy z karnej ekspedycji podróżują przez Mongolio-Syberię, pada śnieg, napadają ich bandyci i takie tam. Jestem zdecydowana zrobić z tego opowiadanie, maksymalnie na 20k, a nie epicką, dziewięciotomową sagę, którą skończę w przybliżeniu w roku 5528. Zapowiada się dużo opisów przyrody.

Redakcja cd.

Hurra, mam już zredagowane całe 4k. To prawie 1/10 tekstu. Który potem i tak będę musiała zredagować po raz drugi, bo na razie dopisuję rzeczy i wycinam bullshit, a najgorsze jeszcze przede mną. Tymczasem na arenę wchodzi moje słońce, kapitan Mila Nikolajewna Jagudina, głównodowodząca floty Nowej Azji.

Olga przemyślała to rozumowanie i dopasowała do faktów, które do tej pory znała.
– Jeśli wydarzenia były rzeczywiście tak ściśle tajne, i tak bym nie wyjaśniła nikomu, o co chodziło.
– Może. A może Liu zobaczyła, że zamierzasz coś powiedzieć, więc zaaranżowała wymazanie pamięci zanim zdążysz to zrobić. Byłaś w ściśle strzeżonym ośrodku, ja ani nikt z moich ludzi nie miał tam dostępu, więc nie mogłabyś nic powiedzieć, nawet jeśli byś chciała. Przede wszystkim jeśli nie było takiego zagrożenia, po co takie podchody? To dowód, że ostatnio prezydent ufa już tylko Wewnętrznym, a czemu miałaby się tak tajniaczyć, jeśli nie planują razem czegoś wyjątkowo paskudnego?
– W szpitalu przedstawili to jako wypadek. Zmarł anestezjolog, nie mieli ludzi, więc wysłali do zabiegu dzieciaka, który nie miał pojęcia, co robi.
– Może i to był wypadek, ale dlaczego nie mieli ludzi? Gdzie idą pieniądze na służbę zdrowia? Wszyscy na nią płacimy, a tam nadal nie ma za co kupić żarówki. I kto rozdysponowuje te pieniądze? Ministerstwo, czyli prezydent. Jak się nie obrócisz, dupa zawsze z tyłu.
Olga zamknęła oczy i potarła palcami nasadę nosa. Miała naprawdę dość i wcale nie prosiła się, żeby wciągnąć ją w tę dyskusję. Tymczasem deszcz za oknem padał coraz mocniej i w dodatku zacinał akurat na północną ścianę, więc krople tłukły o szybę z samobójczym fanatyzmem, jakby liczyły, że przebiją się na drugą stronę. Oczywiście nigdy by im się to nie udało, ale jednak szpitalne ekrany z kiczowatymi pejzażami wydawały się bardziej uspokajające. Nic dziwnego, że Mila Nikolajewna jest zdenerwowana, jeśli cały czas patrzy na coś takiego.

W głąb bagna

Update, Freud doszedł w swoich wynurzeniach do opisywania "homoseksualistów". Dalej jednym tchem wymienia fetyszystów, nekrofilów, sadystów, masochistów i chyba jeszcze kogoś, ale nie do końca rozumiem, co on pisze. Poza tym lecą takie piękne określenia jak "fatalne zboczenie", "groteskowe potwory" i "oznaki zwyrodnienia". Chyba już wolałam, kiedy przez poprzednie 300 stron udawał, że w ogóle nie istniejemy.

piątek, 2 lutego 2018

Książki

U Freuda dotarłam do tego punktu w którym przestał bajać o tłumaczeniu snów i czynności pomyłkowych, a zaczął pieprzyć na tematy psychiatryczne, w tym przypadku "nerwicy natręctwa". Teraz te bzdury mnie nie tyle na zmianę bawią i załamują, ale rzeczywiście wkurzają i zastanawiam się, ilu ludziom od zdążył w swojej karierze zaszkodzić. Also, zarzucanie Jungowi, że kreuje się na "proroka", to szczyt hipokryzji.
W przerwach gromadzę książki, które przeczytam, jak skończę z tym palantem.

Czemu Freud jest palantem

Nadal czytam bzdurne wynurzenia pewnego Niemca (zostało mi jeszcze dwieście stron, przysięgam, ta książka czyta się dziesięć razy wolniej, niż jakakolwiek inna, którą miałam w rękach), ale to dobre podsumowanie, dlaczego uważam Freuda za najniższy poziom ścierwa:
Fakt, jego teoria podświadomości ma sens, ale już to, co z nią zrobił, to świństwo, szkodliwy bullshit i toksyczne torpedowanie ówczesnego ruchu feministycznego, które odbija w jaźni społecznej do teraz.

czwartek, 1 lutego 2018

Redakcja dzień 2.

W ciągu dwóch dni poprawiłam całe trzy strony NaNo. Chyba nie powinnam tego odbierać jako sukces, tym bardziej, że pierwsze trzy strony były w miarę ogarnięte i nie było w nich dużo do poprawiania, a problem zacznie się później, kiedy trzeba będzie powstawiać w różne miejsca te całe opisy. Na razie sukcesywnie zmieniam imiona i nazwiska, przy czym jednak myliłam się, zmieniłam narodowość zdecydowanej większości bohaterów, a nie połowy. W każdym razie główna bohaterka nazywa się teraz Olga Dmitriewna Orłowa (i dla odmiany jest Ruską, jak ja dawno o nich nie pisałam), poza tym powoli przerabiam nazwę planety z Frigg (wtedy jeszcze sugerowanie się mitologią nordycką miało sens) na Chomolungmę (oryginalna nazwa Mount Everest, przy czym nazywanie planet o Ziemskich gór nie jest dla mnie oryginalne, no ale nic innego przecież nie wydawałam), natomiast Dominium Frigg stało się Nową Azją. Przy czym nie mam pojęcia, czemu w ogóle nazywałam ten kraj dominium, bo był raczej czymś pomiędzy imperium a federacją, i krajem postkomunistycznym, który za czasów słusznie minionych uparcie próbował nazywać się republiką. Być może zawczasu nie sprawdziłam, co w ogóle znaczy dominium, a potem nie chciało mi się tego zmieniać, bo i tak połowa moich krajów ma w nazwie "federacja" albo "związek". W każdym razie Nowa Azja to dobra nazwa, a jeśli główna planeta dostaje nazwę po swoim układzie, to już jest mniej przegięte, jak jeśli tak samo nazywa się również kraj.

Rower cd.

Francis Ollar ma nowy niebieski koszyk. Jest to ponadczasowa metafora, że dopiero po przyłączeniu się Alvy najazd stał się funkcjonalną oczywistością (rower tylko wtedy ma sens, jeśli jest w nim koszyk), poza tym koszyk pełen zakupów to paralela Kenalloa będącego spichlerzem i skarbcem Ollarii. Teraz dopiero tandem Ollar + Manrik + Alva jest gotowy do wyruszenia na podbój reszty świata.

Rower

Odkurzyłam nieużywany od dziesięciu lat rower i zamierzam nim jeździć. Jest czarno-srebrny, więc nazwałam go Francis Ollar. Jako że jestem etatowym Manrikiem, mam już prawdziwy dream-team do podbijania Taligu.