wtorek, 28 sierpnia 2018

Trzymajcie mnie

bo zrobię coś głupiego.
Nie skończyłam jeszcze pisać Władzia (jestem za połową), a już mam w głowie koncepcję na wspaniałą, majestatyczną kontynuację z fabułą, której nigdy wcześniej nie wypróbowywałam. I jest jeszcze gorzej, bo do Grzybobrania - które w dodatku mam już napisane - też mi się roi kontynuacja. Oczywiście oba te teksty są całościami same w sobie i stanowią zamknięte historie, a nie jak to niektórzy opowiadaniopisarze mają w zwyczaju są pierwszymi rozdziałami powieści - ale moment, w którym zostawiam bohaterów, otwiera przede mną tak wielkie możliwości...
Jeśli chodzi o Grzybobranie, to ewentualną kontynuację ciągnęłabym z perspektywy Filipa, co byłoby dość dużym wyzwaniem, bo z takim bohaterem nie miałam jeszcze do czynienia. Przede wszystkim on jest bardzo pozytywnie nastawiony do świata, wręcz chorobliwie naiwny, a w dodatku niekoniecznie bardzo inteligentny, to znaczy raczej reaguje, niż analizuje. Ale jednocześnie nie jest dzieckiem - doskonale wie, co robi i jest w tym dobry i ma autorytet. Wyczuwam jego charakter raczej instynktownie i nie potrafię go wyrazić konkretnymi słowami, ale próby uchwycenia go w narracji na pewno byłyby pewnym wyzwaniem pisarskim. Chciałabym po prostu rozgryźć tego bohatera i zrozumieć, jak on działa, żeby móc potem takich pisać w innych rzeczach.
No i Władzio - to jest trochę inna sytuacja. Jest sobie taka autorka hollycomb, znana z licznych PWP Kyluxowych, a także takiego dzieła literatury fanficznej, jakim jest Children, Wake Up. Otóż tak - ja się spotkałam z fandomem i przeczytałam ten tekst jeszcze zanim w ogóle obejrzałam siódme SW. Powiem więcej, jak w końcu obejrzałam, to Ren mnie głównie wkurzał, a Hux to kartonowa atrapa z namalowaną swastyką, natomiast moimi ulubionymi postaciami były Rey i Leia. Ale teksty hollycomb nie mają specjalnie dużo wspólnego z kanonem i naprawdę podoba mi się charakteryzacja jej bohaterów i ich wzajemna dynamika. Children, Wake Up zrobiło na mnie ogromne wrażenie i nie jestem w stanie do końca powiedzieć dlaczego. I tu właśnie przychodzi Władzio, bo wyprowadzam ten tekst do takiego stanu, że naprawdę mogłabym zaryzykować i spróbować rozgryźć, co w tym fanfiku tak bardzo do mnie trafiło. (W ogóle śmieszne, że Władzio zaczynał jako pseudofanfik do Rowling...).

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Różne

Miałam problemy, ale trochę odblokowałam się z pisaniem Władzia po tym, jak wywaliłam jakieś 500 słów wczorajszego tekstu. Pamiętajcie, dzieci, nie róbcie tego podczas NaNo, bo podczas NaNo nie kasuje się ani słowa, ale w tym przypadku akurat musiałam uważać na łączną ilość znaków, a także żeby odpowiednie punkty fabularne przypadały na odpowiednią długość tekstu, więc popełniłam ten niewybaczalny błąd pisania i redagowania jednocześnie.
Poza tym mam już chyba tytuł dla Władzia: Bukiety pełne klątw. Z perspektywy melodyki tytułu bardziej by mi pasowało Bukiety pełne przekleństw, ale przekleństwa raczej kojarzą się z "wydupiaj parchaty odinsonie", a nie zaklęciami.
Poza tym myślałam o głównych bohaterach trzech tekstów, które najbardziej leżą mi w tej chwili na sercu, to znaczy o Dimie z Ruskich elfów, Kiryle z Rudego i Lysanor z Czarnoksiężniczki. Generalnie kiedyś miałam tendencję do pisania wszystkich moich głównych bohaterów w podobny sposób, to znaczy jako depresyjnych introwertyków z tendencjami autodestrukcyjnymi i samobójczymi, ale na szczęście napisałam Małpę i maglowanie tego samego bohatera w tym właśnie typie przez 100+ k chyba rozszerzyło mi trochę horyzonty. Teraz mam wrażenie, że już się uwolniłam od tego typu bohatera i jednak moi protagoniści między sobą się różnią. Nawet nie mówię już o głównych bohaterach opowiadań, bo to trochę ćwiczenie literackie, a Romanow czy Piotrek są raczej dla mnie wyjątkami.
W każdym razie mam tendencję do tego, żeby charakteryzować moich głównych bohaterów na bazie sprzeczności, ale to akurat uważam za fajny patent, bo prawdziwi ludzie też tak mają (już abstrahując od teorii Junga). W każdym razie Dimę początkowo pisałam jako ekstrawertyka, ale to nie miało za dużo sensu. Fakt, przez bardzo długi czas on pozuje na prostego żołnierza, dobrego dowódcę, ale nic poza tym - czy nawet nie pozuje, ale po prostu nikomu nie przyjdzie na myśl, że może być bardziej złożony - natomiast w gruncie rzeczy to jest bardziej intelektualista i jego główny talent polega na obserwowaniu i analizowaniu zjawisk. Co oczywiście przydaje się podczas wojny, ale wszyscy odgórnie założyli, że gdyby był inteligentny, to zająłby się innymi rzeczami.
Dalej, Kirył jest facetem-bluszczem, tak jak właściwie wszyscy faceci w tym tekście. I nawet specjalnie się tego bluszczenia nie wypiera, tylko z biegiem fabuły robi się coraz ważniejszy i bardziej kozacki, że aż nikt nie jest w stanie nawet pomyśleć, że mógłby być bluszczem. Wszystko to wynika z chęci ochrony siebie (całkiem racjonalnej, zważywszy że to mój ulubiony bohater do gnębienia) - i to, że na jednych się bluszczy, i to, że dla większości jest lodową statuą i najwyższym autorytetem.
Natomiast Lysanor zdarza mi się nazywać nieślubnym dzieckiem Azhrarna z Opowieści z Płaskiej Ziemi i Lokiego z Marvela, a więc dwóch postaci będącymi z charakteru swoimi absolutnymi przeciwieństwami. Z jednej strony ona jest boginią zniszczenia i moralność ma bardzo alternatywną, a śmiertelnikami przejmuje się tylko w takim stopniu, w jakim jest sama emocjonalnie zaangażowana. Natomiast w stosunku do niektórych osób jest bardzo zaślepiona na swoją niekorzyść i daje się robić w absolutnego wała, z jednej strony wierząc, że kontroluje sytuację, z drugiej strony żebrząc o odrobinę ludzkiej życzliwości ze strony osób, które mają ją gdzieś i wykorzystują w każdej sytuacji. Z jednej strony ma ego wyrąbane w kosmos jak przystało na boginię, a z drugiej strony robi z siebie podnóżek.
Chyba moją ulubioną rzeczą w rozwijaniu bohaterów jest to, w jak bardzo różny sposób może objawiać się ten sam i całkiem prosty zestaw cech. Nie kupuję tego, że komuś może zmienić się diametralnie osobowość, jeśli chodzi o podstawowe cechy i dążenia, natomiast bardzo mnie bawi oszukiwanie czytelników i zmienianie tego, jak te cechy się wyrażają. Z jednej strony bardzo lubię, jak takie zabiegi pojawiają się w książkach, które czytam (again: Eterna, WALENTYN PRIDD - czułam się tak bardzo oszukana przez autorkę i to było tak zajebiste), z drugiej strony wiem, że za niektóre moje zagrania podczas pisania, jako czytelnik pieprznęłabym książką o ścianę i nigdy więcej nie sięgnęłabym po tego autora. Ale czasami jak widzę jakąś wspaniałą okazję, to nie mogę się powstrzymać. (Ach, opko o podróżach w czasie, pisane tylko po to, żebym mogła przemycić jedno perfidne świństwo). Może to kwestia tego, że chciałabym sprawdzać moje skille pisarskie pod względem tego, czy mogę skłonić czytelników do myślenia o bohaterach akurat tego, co planuję, w tym konkretnym czasie. A wszystko przez jednego posta na tumblrze na temat Władimira Nabokowa.

sobota, 25 sierpnia 2018

Władysław kontraatakuje

Z radością (podejrzewam, że raczej własną niż waszą) oznajmiam, że wreszcie zaczęłam pisać Władzia i na razie idzie mi nieźle, jeśli chodzi o ilość. Nie wiem, na ile to będzie zdatne, bo w sumie jestem teraz pod dużym wpływem Romanowa, w którym dużo wydarzeń i świata wyjaśniałam, ale zobaczę, jak to wyjdzie. No i jeszcze przemyślę ile opisów miasta chcę wrzucać i czy ta ilość nazw własnych nie zirytuje kogoś nie miejscowego. Z drugiej strony one wychodzą tak naturalnie... No, zobaczymy.
Nie wymyśliłam jeszcze tytułu, ale tytuł prędzej czy później się znajdzie, prawdopodobnie jak już wszystko napiszę. Mam jeszcze dwa miesiące, chociaż z drugiej strony nie chciałabym wysyłać tego tekstu na ostatnią chwilę. Ale w tej chwili jest dobrze, mam realną szansę, żeby wreszcie zdecydować się wysłać jakiś tekst na konkurs.
(Romanow też ma się dobrze, czekam jeszcze na kilka opinii, zanim wyrzucę go z domu, żeby radził sobie w szerokim świecie i już nigdy nie będę musiała go oglądać).

piątek, 24 sierpnia 2018

Jeszcze raz

Chyba większość czytelników ma takie książki, do których wracało wielokrotnie. Ja jako dziecko doprowadziłam tę technikę do perfekcji, bo w tamtym czasie przerób stronowy miałam ogromny, ale co z tego, jeśli w kółko było to te same książki? Ba, zdarzało mi się skończyć coś czytać, a potem jednym płynnym ruchem wrócić na pierwszą stronę i zacząć od początku. Żeby jeszcze to było coś wartościowego - ale jak zapewne większość dzieci nie rozróżniałam dobrze napisanej rzeczy i czytałam wszystko, co mi wpadło w ręce - zarówno dobre rzeczy, jak i szajs, chyba jednak z przewagą tego drugiego, bo był łatwiejszy do znalezienia. Do dziś nie mogę przeboleć ile pieniędzy przepuściłam na empik czy matras, kupując takie autorki jak Canavan czy Troisi.
W pewnym momencie zaczęłam jednak bardziej zwracać uwagę na jakość i wtedy wpadłam w pułapkę "uzupełniania braków czytelniczych". Powiedzmy sobie szczerze - ilu ludzi, tyle list "najważniejszych książek, które każdy powinien przeczytać" i nikomu życia by nie starczyło, żeby odhaczyć je wszystkie. Plus moje kryteria dobrej książki nieco odbiegają od ogólnie przyjętych, bo według mnie książka musi najpierw spełnić kryterium braku toksyczności, a więc nie bycia seksistowskim, rasistowskim i homofobicznym bullshitem, co z miejsca eliminuje wielu Ojców Literatury (w tej chwili wyjątkowo nie pozdrawiam Victora Hugo, Milana Kundery i Carlosa Ruiza Zafona). W pewnym momencie czytanie przestało być przyjemnością, a stało się obowiązkiem, bo jak najszybciej musiałam uzupełnić gigantyczne braki, a przecież te książki już wszyscy czytali. Nie miało to zbytniego sensu, bo przy 600 książkach czułam się tak samo niedoedukowana jak przy 200.
Tymczasem są książki, do których ponownego przeczytania zabieram się od lat, ale nie mogę znaleźć na to czasu, bo przecież mogłabym wtedy czytać takie strony, które odznaczyłabym na liście przeczytanych książek i miałabym natychmiastowy wymierny efekt. (Tak, nadal jestem bardzo przywiązana do cyferek i nie ma znaczenia czy to cyferki na Lubimy czytać czy w excelu).

środa, 15 sierpnia 2018

Klimat i inne

Jak na razie dzisiejszy dzień był bardzo owocny w sukcesy, głównie dlatego, że nie musiałam zwlekać się rano i jechać do tego parszywego szpitala. W każdym razie wczoraj posiedziałam w mojej bibliotece uniwersyteckiej i zrobiłam trochę researchu, niestety akurat nie na ten temat, który by mi się przydał, ale też dobrze. Dzisiaj udało mi się poprawić Romanowa i jeszcze czeka mnie lekkie poprzycinanie sceny z początku i tekst będzie gotowy do wysłania kolejnym betom.
Poza tym przekonuję się coraz bardziej do kończenia Anestezjologa na tegorocznym NaNo, ale chyba znowu będę trochę majstrować przy opisach. Generalnie z tym tekstem mam problem, bo to ma być z jednej strony space opera, odległa przyszłość, statki kosmiczne i cała reszta, a z drugiej strony taka najparszywsza Rosja z końca caratu/ postkomunizmu - niby upadek złego systemu, ale nikt nie wie, czy nowy jest lepszy, a może te złe rzeczy to pozostałości poprzedniej władzy. Nie do końca jestem w stanie to jakoś ze sobą połączyć, no ale zawsze trzeba sobie stawiać wyzwania. W obecnej wersji trochę za bardzo poszłam w space operę i wszystko jest tam za nowe, za sf. Zaopatrzyłam się w stos zdjęć i będę starała się bardziej wczuć. Poza tym przeczytałam właśnie Białą gwardię Bułhakowa - i generalnie jak tej książce mam sporo do zarzucenia, tak podobała mi się o wiele bardziej niż Mistrz i Małgorzata (mniej elementów komicznych przede wszystkim) i miała naprawdę doskonały klimat, dokładnie taki, jak chciałabym oddać. To co prawda Ukraina pod koniec 1918, ale o coś takiego dokładnie mi chodziło.

niedziela, 12 sierpnia 2018

Plany kolejnej katastrofy

No cóż, jak dotąd wszystkie moje plany poległy śmiercią haniebną i tchórzliwą, dezerterując z pola walki zanim jeszcze nawiązała się prawdziwa bitwa, dlatego opracuję sobie kolejny plan, który będę mogła zawalić.
1/ To 1k, które napisałam z opka do Syberii idzie do kosza, bo muszę jeszcze tekst przemyśleć w kontekście narratorki. To kolejna pierwszoosobówka, więc przydałoby się poćwiczyć pisanie wyrazistych POV-ów, a jak na razie Freema była dosyć przeźroczysta. Ale to na razie odkładam.
2/ Skupiam się natomiast na opku o Władziu, bo deadline Pomieści wciąż się zbliża, a ja może i mam koncepcję na tekst, ale konspekt się sam nie napisze. A musi być dobry, bo pomysł jest duży, a miejsce ograniczone.
3/ Chyba postaram się na NaNo skończyć tego Anestezjologa, ale do tego musiałabym zredagować drugą połowę (de facto drugą ćwierć, noale), a przede wszystkim wymyślić, co w ogóle tam się ma dziać. Niby sierpień sierpniem, ale przydałoby się już przeznaczyć na to trochę wysiłku umysłowego.
4/ Gdybym skończyła (tym razem na prawdę) Anestezjologa przed końcem NaNo - co jest możliwe, bo pierwsze pół ma 40k - to wtedy spróbowałabym się jeszcze raz z Syberią, bo mam do tego konspekt i research, więc mało byłoby zachodu przed pisaniem.

sobota, 4 sierpnia 2018

Tekst-parodia

To znaczy to nie jest parodia per se, bo wszyscy i ich matka wiedzą, że nie mam poczucia humoru. Po prostu ten tekst był wymyślany podczas przedzierania się przez las w trzydziestostopniowym upale, kiedy moje zdolności krytycznego myślenia były znacznie ograniczone. Wiele pomysłów po prostu wzięło i wyewoluowało w dziwną stronę - z jednej strony to dobrze, ale z drugiej zastanawiam się, czy uda mi się to poprowadzić w jakiś sensowny sposób, żeby nie wyszły z tego tony męczącego absurdu czy jakiś inny Douglas Adams. Welp, może potraktuję to jako swego rodzaju wyzwanie pisarskie, poza tym przy wymyślaniu samej fabuły na pewno jeszcze zrewiduję, co mi jest potrzebne.
A więc jest to tekst, który początkowo był japońskim fantasyopkiem z samurajami, ninjami i całą resztą, potem chciałam z tego zrobić jakiś zupełnie fantasyland średniowieczno-orientalny, aż wreszcie wróciłam do naszego świata i zamierzam pisać postapo (wiem, nikt się tego nie spodziewał, to takie inne od tych wszystkich postapo, które właśnie piszę).