czwartek, 3 maja 2018

Hetersowy romans

Czytam dalej Fortecę w źrenicy czasu i strasznie mi się nie podoba, co się w tej książce. Generalnie pod względem sensowności Cherryh ma bardzo chwiejny poziom i nawet moim ulubionym Ludziom z gwiazdy Pella zdarza się kilka dość nieprzyjemnych momentów - właściwie jedynymi książkami, którym do tej pory nie mogę nic zarzucić, jest cykl Przybysz, ale przeczytałam tylko dwa pierwsze tomy. W każdym razie w Fortecy z czterech kobiet które istniały w tym świecie, dwie przestały istnieć (tzn nie że zginęły, po prostu zostały zmarginalizowane), z kolei córka regenta i jedna z sióstr barona dostały trochę większą rolę i trochę konkretniejszy charakter. No i mam problem.
1/ Orien przez chwilę zaczęła mi prawie imponować po tym, jak spróbowała brać władzę w swoje ręce i byłabym zachwycona, gdyby okazała się politykiem nie gorszym niż pozostali... ale oczywiście bardzo szybko trzeba było wrócić się do podstawy kreacji tej postaci, czyli że jeśli cokolwiek chce załatwić, to robi to przez łóżko. A idź pani z tym bullshitem. Naprawdę to jest zachowanie 50% reprezentacji kobiet w tej książce?
2/ Ninevrise teoretycznie może zapowiadać się fajnie w tym, że zamierza rządzić swoim krajem i jest co do tego zdeterminowana, ale z samego charakteru jest strasznie mehna. I oczywiście jej główną cechą rozpoznawczą jest to, że jest tak bardzo piękna, rozumiecie, TAK PIĘKNA i ma OCZY.
3/ Lubię Cefwyna, ale on bardzo pracuje na to, żebym jednak przestała i jak coś zasadzi, to aż ręce opadają. Sposób radzenia sobie z Orien? Najwyżej wyda ją za mąż za jakiegoś prymitywa, na którego przejdą jej włości, a jak dobrze pójdzie, to mąż ukręci jej kark i będzie spokój. Ok, ja wiem, że Orien jest knującą intrygantką, która prawdopodobnie maczała palce w spisku, ale taki sposób załatwiania spraw jest ciosem poniżej pasa. Also, jakoś nie widzę, żeby w przypadku innych baronów stwierdzał "najwyżej ożeni się go z jakąś trucicielką i poczeka na efekt". No i oczywiście ten wyjątkowo niesmaczny wątek, kiedy Ninevrise ucieka ze swojego kraju, żeby nie musiała hajtać się z jakimś przychlastem po śmierci ojca i oczywiście co robi Cefwyn, kiedy widzi ją po raz pierwszy? Oświadcza się jej. Oczywiście nie, nie, i tak jej pomoże i pośle wojska, ALE MOŻE JEDNAK ZA MNIE WYJDZIESZ, CO?
4/ W ogóle wątek całego tego zasranego romansu to taka żenada, że aż mnie zęby bolą. Bez problemu wbiłby bingo żenujących i niepotrzebnych hetersowych romansów. Chemii więcej jest już między Cefwynem a Tristenem, dowcipne komentarze były poniżej poziomu i jeśli w taki sposób hetersi wyobrażają sobie flirtowanie, to współczuję im bardzo, no i nie zapominajmy, że bycie nachalnym creepsterem, który całuje bez choćby sugerowanego przyzwolenia nie powinno być w żaden sposób tolerowane. W ogóle cały ten wątek to jedna wielka katastrofa, nawet jak na standardy hetersowych romansów. A dajcie spokój, nie mam na ten bullshit siły. Miałam nadzieję, że Cefwyn i Ninevris, jako władcy suwerennych państw w stanie niemalże wojny pokuszą się trochę o przedyskutowanie polityki, ale nie, jak tylko się widzą odbija im małpi rozum i dyskusja schodzi do poziomi gimbazy. Niby wiedziałam, że to tak się skończy po całym tym subtelnym forshadowingu z portretem, ale chyba miałam jeszcze jakieś minimum zaufania do Cherryh, że nie odwali takiej żenady, bo serio, inne pary w jej książkach były może nie jakieś porażająco sensowne, ale przynajmniej nie toksyczne. A tutaj jakby uznała, że skoro pisze klasyczne fantasy, to musi dostosować się do poziomu kałuży jeśli chodzi o pisanie romansu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz