sobota, 5 maja 2018

Źle się dzieje

Dobrze, następny tekst, o którym ode mnie usłyszycie, to puchaty lesbijski romans bez żadnych psychopatów w narracji. Napisałam jednym cięgiem Anestezjologa, Rubinsky'ego i Grzybobranie, a ponure, paskudne teksty, w których wszyscy giną, to naprawdę nie jest mój styl i chyba źle świadczy o moim obecnym stanie psychicznym, że piszę same takie rzeczy. Generalnie mój styl to powieści psychologiczne w których bohater cierpi z powodu depresji, PTSD albo dawnych ran, ale stopniowo zostaje przywrócony do życia przez kochające otoczenie i zgadza się wreszcie po 100k cierpień duchowych pójść do psychiatry, nikt nie ginie, koniec. Ba, pisanie takich rzeczy - z obowiązkowym happy endem - sprawiało, że rzeczywiście czułam się lepiej, natomiast paskudne ponuractwa, mimo że w zamyśle miały wyrzucić mi złe rzeczy z głowy, wcale nie pomagają. Przestałam nawet pisać fanfiki, bo fanfiki piszę tylko wtedy, kiedy mogę coś w życiu ulubionych bohaterów poprawić (pacz alternatywne zakończenie Ostatniego Maga Heroldów), a nie żeby ich jeszcze bardziej skopać. Nawet mój niedokończony fanfik o Leosiu Manriku miał koniec końców prowadzić do tego, żeby mu się zrobiło lepiej w głowę (mimo że w międzyczasie zabrałam mu oko, a dałam gruźlicę). Dlatego nie wiem, co się ze mną dzieje, że zmieniłam swoją tematykę, może czas wreszcie pójść do psychiatry po tabletki na głowę, chociaż trochę głupio brać tabletki, bo moi bohaterowie są psychopatami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz