sobota, 26 maja 2018

Mój pierwszy fail

Przy okazji przeglądania moich folderów ze space Niemcami cofnęłam się jeszcze dalej w przeszłość, mianowicie do lat 2012/2013. To był ten okres, kiedy w ogóle zaczęłam na poważnie pisać - wcześniej miałam na koncie kilka zeszytów zapisanych jakimiś bzdurami i sporo krótkich fanfików, ale w 2012 napisałam Małpę - 54k fanfika, który zaczęłam zupełnie na pałę i bez planowania, a potem udało mi się go skończyć i nie wiem, kto był bardziej zaskoczony: ja czy moi czytelnicy. W każdym razie ten tekst nie jest w żaden sposób dobry, nawet nie przyzwoity (choćby i pewni ludzie twierdzili inaczej. Nie mówię, że nie mają gustu, ale to naprawdę nie jest dobrze napisany tekst), natomiast byłam z siebie całkiem dumna, bo to była pierwsza tego typu inicjatywa, którą przeprowadziłam od początku do końca i może planowanie tego tekstu było do dupy, ale przynajmniej się jakoś kończył. Mimo marności tego tekstu mam do niego wciąż dużo sympatii i dlatego w 2015 napisałam kontynuację na kolejne 72k.
Potem było gorzej, bo doszłam do wniosku, że skoro skończyłam fanfik na 50k, to uda mi się też napisać tekst autorski, prawda? No więc napisałam. To jest Tekst, O Którym Nie Wspominamy. To znaczy nie taki jest jego tytuł, ale ten projekt przeciągnął mnie przez siedem kręgów piekła, dał mi raka i depresję. To największy szajs, jaki w życiu napisałam, a pisałam Akatsuki AU do Naruto, więc wierzcie mi, jest naprawdę nieporównywanie do dupy. Więcej, wszyscy czytelnicy byli raczej zgodni, że to tekst do chrzanu, a szczególnie już druga część. Bo tak, najpierw napisałam kilka opowiadań, z czego jedno mi zjechali na NF (chociaż akurat zupełnie nie za to, za co powinno być zjechane, nie polecam forum NF), potem część pierwszą na 50k, potem miała być część druga na drugie tyle, wyszło nie wiadomo co, które nie miało nawet 20k i w tej chwili już tak bardzo nienawidziłam tego tekstu, że chciałam tylko, żeby się skończył. Tak, skończył się w końcu i pewnych rzeczy się nauczyłam (głównie dzięki wspaniałej ocenie w ocenialni Pomackamy, poleciłabym, ale już nie działa), ale w efekcie na bardzo długi czas utkwiłam w przekonaniu, że wszystkie rzeczy będzie mi się pisać tak koszmarnie i w ogóle że pisanie to najgorsza rzecz, która mi się w życiu przytrafiła (co nie jest prawdą, najgorszą rzeczą w moim życiu były studia medyczne).
W każdym razie cały ten tekst zaczął się tym, że jestem absolutnym nerdem głosowym, co pewnie mogliście zauważyć po mojej nienawiści do lektorów i generalnie wszystkiego, co zagłusza oryginalną ścieżkę dźwiękową, co wyniosłam z lat oglądania anime. Natomiast w dalszym ciągu uważam, że Kouji Yusa ma jeden z najpiękniejszych głosów, jakie słyszałam, i właśnie z powodu tego głosu, a konkretniej trzech piosenek, a konkretniej anime, do którego były one nagrane, pisałam ten tekst. No i po nim widać, że był pisany pod dużym wpływem anime, chociaż to tylko jeden z jego problemów. Próbowałam się też w tym tekście z pewnymi psychologicznymi zagadnieniami, które zupełnie spieprzyłam, bo nie miałam warsztatu. Kilka osób mi wytknęło inspirację X-menami, co było trochę failem, bo X-menów obejrzałam dopiero wtedy, żeby wiedzieć, do czego tak przyrównują mój tekst i dowiedziałam się, że powinnam była zrobić to dużo wcześniej, bo te filmy o wiele lepiej rozwiązują pewne problemy, które były bzdurami mojego świata przedstawionego. No ale to ma sens, w końcu nad jednym pracował sztab ekspertów z gigantycznym kapitałem, drugie pisała licealistka.
Z jednej strony mogłabym ten tekst napisać od nowa, bo naprawdę rzadko zdarza mi się mieć ekstrawertyka w głównej roli, poza tym kupa ludzi dostarczyła mi kupy rzetelnych, konstruktywnych komentarzy, co mogłabym poprawić i nie chciałabym, żeby ich praca poszła na marne - a miałabym dzięki temu naprawdę solidną bazę. Z drugiej strony: to Tekst, O Którym Nie Wspominamy - wiążę z nim tak dużą ilość złych wspomnień, że nie wiem, czy byłabym w stanie przełamać się z zacząć pisać. Wiem, że na pewno dałabym radę to napisać, bo już raz to zrobiłam - tylko pytanie, jakiej jakości byłby produkt końcowy i czy to w ogóle byłoby warte.
(Tym razem nie wstawiam żadnego cytatu na podsumowanie, bo ten tekst jest tak wielką kupą, że nie znalazłam nawet niczego, co by się nadawało).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz