poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Śmierć

moich ficzków.
Oczywiście, że postanowiły zdechnąć jak tylko nadeszły święta i teoretycznie miałabym miliard czasu na pisanie. Napisałam 8,5k ficzka, w którym gnębię Andersa i Anders się tam tak naprawdę jeszcze nie pojawił... Od 8,5k jestem na pustyni. I na pustyni dialogowej, bo to POV Fenrisa i oczywiście że on się do nikogo nie odzywa, bo przecież po co miałby, skoro w pobliżu nie ma Hawke. Tzn okej, jego narracja jest zabawna (tzn wiecie, w mojej definicji zabawności) ale trochę się wkopałam z planowaną długością tego tekstu, bo nawet nie zaczęłam moich słońc gnębić porządnie. Meh. Dajcie mi już październik, potrzebuję nasztachać się ciężką amunicją.
Also, zaczęłam redagować Grzybobranie i z jednej strony nie jest tak źle, jak się spodziewałam, ale z drugiej nie wiem, czy rzeczywiście chcę to gdziekolwiek wysyłać, bo nawet na moje standardy mam wrażenie, że trochę pojechałam po bandzie. Tzn nie jeśli chodzi o paskudztwa i las pożerający ludzi, to nadal jest super, ale w kwestii character arcu głównego bohatera.
Może pójdę po raz czwarty przechodzić Dragon Age'a? A jak skończę, to wszystkie dylematy same się rozwiążą w międzyczasie?

piątek, 5 kwietnia 2019

Konie

Wczoraj byłam w mojej ulubionej stadninie, gdzie mój (nie ulubiony) rudy linieje. Z tej ilości futra można by ulepić drugiego konia. Nie miałam pojęcia, że z jednego niezbyt futrzastego rudego może wyłazić tyle kłaków. Mój pies zaczyna mnie podejrzewać, że znalazłam sobie nowego fajniejszego psa na boku, najprawdopodobniej rudego szczeniaka sąsiadów, bo absolutnie wszystko jest w rudej sierści.
Ale z tym bym się jakoś pogodziła. Natomiast jest taka rzecz, że niektóre zwierzęta są z natury czyste i porządne, a inne... nie są. Mój pies jest z tych drugich i najchętniej wytarzałby się w każdym gównie jakie znajdzie, na szczęście nauczeni doświadczeniem nie dajemy jej takiej możliwości. No i rudy też jest z tych drugich. Jak idę sprowadzać go z padoku, praktycznie na pewno będzie w najbardziej zrytym i zabłoconym miejscu, jakie znajdzie. No więc wypatrzyłam go, między nami połać błota, no ale nie przejęłam się tym, bo wiadomo, że człowiek trochę się ubłoci, ale to nic strasznego. Do momentu, kiedy błoto zaczęło mnie wciągać i zapadłam się w nim do połowy łydek, a kiedy już udało mi się z niego wydostać, ruda świnia sama się wzięła, i wyszła na suche gdzie dzieciak założył jej kantar jakby nigdy nic. A potem jeszcze przez piętnaście minut próbowałam wyczyścić go z błota i liniejącej sierści, co skończyło się tym, że na nim specjalnie mniej tego nie było, a ja zostałam ściągnięta to jego poziomu higieny.
I przez ten cały czas, przyglądał się nam jeden nowy koń, też rudy, śliczny dwulatek z białymi skarpetkami na wszystkich nogach. Takich samych jak ma mój rudy, tylko jego były praktycznie ukryte pod warstwą błota, a tamten miał białe jakby w ogóle nie dotknął w życiu ani kawałka brudu. Poza tym miał niezwykły dar do spoglądania na wszystkich z dostojną wyższością, co uskuteczniał przez całą jazdę.
Ale poza tym muszę przyznać, że rudy był wyjątkowo kooperatywny i tylko raz zatrzymał się znienacka. Poza tym trochę się boję, jak mój ulubiony blondyn będzie liniał, bo jest kucem i on autentycznie przez zimę miał futro. Ale przecież nie porzucę z tego powodu mojej ulubionej baryłki amfetaminy, tym bardziej, że jestem jedyną osobą która zgłasza się na ochotnika, żeby na nim jeździć.