sobota, 7 kwietnia 2018

Pisanie bez planu

Mam głębokie postanowienie, żeby nie pisać niczego bez planu - począwszy od tamtego czasu, kiedy zaczęłam pisać bez planu, a potem skończyłam z chaotycznym i kompletnie nieredagowalnym bullshitem na 120k. No więc mam teraz bardzo dużą ochotę machnąć na wszystko ręką i zacząć pisać Grzybobranie bez planu, mimo że wiem, jak źle to się skończy.
Właśnie, Grzybobranie to w sumie fajny tytuł, a i tak myślę w ten sposób o tym tekście, więc czemu nie. To dobrze i szybko podsumowuje treść.
W każdym razie rozwinęłam trochę Leśniczych, a dokładniej - skoro Filip na numer 3 w rankingu, to wypadałoby wymyślić jeszcze przynajmniej numery 1 i 2, przedstawiam więc Zoję Iwanownę (nikt się nie spodziewał Ruskiej!) i Renatę. Zoja jest w sumie trochę w stylu Olgi z Anestezjologa, to znaczy lodowa bryła bez uczuć i empatii, a jedynie z celem do wykonania. Borem a prawdą jest ona jedyną stabilną psychicznie osobą w tym tekście, a las nie zdołał jej pochłonąć z grubsza dlatego, że ma taką silną wolę i nic jej nie rusza. Z kolei numer 2, Renata, jest równie szurnięta jak Filip, tylko w inny sposób, mianowicie biega po lesie ze strzelbą i celowo tropi różne paskudztwa, zamiast uciekać przed nimi w podskokach, jak to robi każdy inny Leśniczy. Bardzo lubi też ogień, a jako że las i tak się doskonale broni przed pożarem, nie ma oporów przed rzucaniem we wrogów koktajlami Mołotowa. No i mam jeszcze lekarkę Iwonę. Nikt nie wie kim jest i skąd się wzięła, ale chodzi po lesie bez broni, tylko z kijem do podpierania i leczy ludzi jakimś dziwnym syfem, który ma opakowania opisane cyrylicą.
(To akurat z życia wzięte, wczoraj znalazłam jakiś dziwny ruski lek w sali operacyjnej mojego prestiżowego szpitala o trzecim stopniu referencyjności. W dodatku w dwóch opakowaniach, najwyraźniej ten lek dobrze leczy).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz