środa, 4 kwietnia 2018

Jestem przegrywem życiowym

Jak szumnie zapowiadałam, miałam w te święta ogarnąć wreszcie redakcję tych całych pięciu stron Bram Raju na konkurs. No więc w poniedziałek ktoś najprawdopodobniej próbował mnie otruć, bo taki szajs nie robi się od zwykłego zatrucia pokarmowego (ewentualnie dzięki studiom medycznym wiedziałam jakie paskudne choroby podejrzewać, m.in. ebolę). Generalnie mam za sobą dwa dni krwawej biegunki i w tej chwili udało mi się nie zwymiotować pierwszej herbaty od zachorowania, a więc rozważam zjedzenie kisielu. To trochę przykre, mam w domu całe stosy dobrego jedzenia (własny chleb i do tego pasty z suszonej makreli i orzechów, domowej roboty sernik i kurczaka w galarecie), a ja żywię się kisielem i torebkowanymi Liptonami. (Na co dzień mam bardzo wyrafinowany gust, jeśli chodzi o herbatę, więc picie torebkowanego Liptona to prawdziwy upadek obyczajów, ale nie jestem w stanie sobie zaparzyć czegoś innego, also, i tak przez większość czasu nie czułam smaku, więc dobre herbaty by się zmarnowały).
Long story short, nawet nie dotknęłam jakiejkolwiek redakcji. Wczorajszy dzień był trochę lepszy, bo udało mi się połknąć kilka tabletek przeciwbólowych, ale też nie robiłam nic konkretnego. Czytam właśnie Cień wiatru, a to nie byłby dobry pomysł, nie zamierzałam do cierpień fizycznych dokładać duchowych związanych z czytaniem tego gówna. Skończyło się na tym, że przyglądając tumblra mroznej natknęłam się na grę zatytułowaną Darkwood, która bardzo mnie zainteresowała: jest to niszowa gra polskiej produkcji, która polega na symulacji grzybobrania w typowym polskim lesie (prawdopodobnie Białowieży). Sama nie gram za bardzo (wyjąwszy Simsy i HoMM), ale mam dużą skłonność do oglądania licznych gameplay'ów, cały więc wczorajszy dzień spędziłam oglądając ten oto gameplay (nie wiem, czy jest jakiś szczególnie dobry, ale na niego pierwszego się natknęłam. Wiem na pewno, że części rzeczy ziomek nie odkrył, ale wszystko sobie doczytałam). Co prawda w moim stanie na samą myśl o jedzeniu grzybów skręcało mi w żołądku, ale przynajmniej nie wpadłam na głupi pomysł, żeby wczoraj wmuszać w siebie jakieś jedzenie.
Jak to często bywa z rzeczami, które mi się podobają, poczułam głęboką inspirację do tego tekstu inspirowanego Claymorem, do którego nie miałam niczego poza postaciami. Więc na chwilę obecną ów tekst jest inspirowany Claymorem i Darkwoodem. Akcja dzieje się w gęstym lesie, po którym pałęta się mnóstwo zmutowanego szujstwa, główny merysójek, Filip, pałęta się po lesie w prochowcu, kapeluszu i ze strzelbą, zjada podejrzane grzybki, po których ma ostre jazdy. Jego sidekick, Piotrek, też zjada grzybki, ale jest na niższym levlu, więc nie aż tyle, nie tak podejrzanych i nie ma aż takich jazd. Jego matka, Dagmara, nie je żadnych grzybków, nie ma jazd i nadzoruje wszystko z wioski. Nie mam jeszcze pomysłu na ruska do gry w Spot the Russian, ale na wszystko przyjdzie czas.
Jeszcze tak na marginesie i tym razem ze spoilerami do wyżej wspomnianych i innych tego typu produkcji - bardzo mi się nie podoba ta maniera, że koniec końców rozwiązaniem zagadki jest fakt, że to wszystko był nadzorowany odgórnie eksperyment. Już podczas czytania Claymore mnie to zirytowało i za każdym z licznych pojawień tego motywu podobał im się coraz mniej. W moim tekście nie będzie żadnego eksperymentu, ba, nie będzie żadnego "zewnętrza", po prostu taki jest świat i tyla. Idea eksperymentu była oryginalna może ze dwadzieścia lat temu, teraz wszystkie jej powtórzenia są co najwyżej wtórne, już szczególnie, kiedy wyszły Shingeki no kyojin i Niezgodna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz