sobota, 14 kwietnia 2018

Lista bbc, część 5.

Dzisiaj będzie o jednej książce, która zasłużyła na cały własny wpis, bo... no, sami zobaczycie.

CR Zafon: Cień wiatru
Jak ja nie cierpię książek grafomanów, opowiadających o ciężkich przeżyciach innych grafomanów. To oficjalnie czwarta książka, która przegięła moją pałę goryczy i wywołała u mnie taki poziom wkurwu. I jeśli ktoś chce teraz przyjść i mi zacząć tłumaczyć, że to po prostu taki genialny zabieg literacki i Zafon celowo wzorował się na literaturze pociągowej, to może od razu skończyć, bo nie mam siły na to pierdolenie.
Styl to najmniejszy problem tej książki, komuś się może podobać, dla mnie to pseudopoetycki bełkot, whatever. Jakże sprytne nawiązania literackie, które sprowadzają się do tego, że... któryś z bohaterów wspomina jakąś książkę i nic z tego nie wynika. Tak, czytałam Pigmalion, Braci Karamazow, Jądro Ciemności i Freuda. Brawo, że autor też, widać po nim szczególnie tego ostatniego. Ale te tytuły, może poza Freudem, można by zastąpić jakimkolwiek innym i żadna z wypowiedzi by się nie zmieniła, bo to są nawiązania typu "Czytałeś Conrada? O, ja też, trzy razy, to bardzo dobra książka, chcesz, to pokażę ci moją bibliotekę ze sryliardem książek". Jeśli to wszystko miało jakiś głębszy sens i w dziesiątym dnie wyjaśniało się, czemu akurat te książki, to autor widowiskowo poległ w próbach zachęcenia mnie do odkrycia tego. A, natomiast wzmianki o Freudzie bardzo pasują do tej książki, obaj autorzy prezentują podobnie żałosne poglądy.
Ale dobra, whatever, to nawet nie jest mój główny problem z tą książką, to tylko irytująca bzdura. Jakie piękne są natomiast nawiązania do seksistowskiego sposobu portretowania kobiet w typowej literaturze pociągowej. Szkoda, że ten artystyczny zabieg szkodzi rzeczywistym, prawdziwym kobietom i przyczynia się do ogólnego trendu ich przedmiotowego traktowania. Jest niewidoma dziewczyna, wprowadzona tylko po to, żeby główny bohater mógł się pogapić na jej gołe cycki, są dwa paralelne romanse, w których kobieta jest nagrodą bohatera i to, że ma w domu awanturę i wpierdol od ojca, czy tam umiera rodząc dziecko, jest rozpatrywane tylko w takim kontekście, jak bardzo cierpi protagonista. W ogóle i Julian, i Daniel, to standardowe żałosne, smętne kutafony jojczące na temat bycia Wielkim Pisarzem, ale oczywiście przeznaczone im kobiety rzucają całe swoje poprzednie życie (którego nie miały, przecież to tylko kobiety) i lecą w ich objęcia od razu, jak tylko zobaczą ich po raz pierwszy.
Jest też oczywiście standardowa postać Podpitego Wujka, bardzo pozytywnego bohatera, który wygłasza na temat kobiet w ogólności długie i kwieciste wypowiedzi, jakie to one wszystkie są i jakie nie są. Jak miło, że przynajmniej dla autora to wszystko jest zabawne i może się przy tym pośmiać. Nie będę nawet zaczynać o tym, że ów facet, kiedy już poznał kobietę swojego życia z którą zamierza brać ślub nawet nie tyle, że nie przestaje w swoich świetlanych komentarzach, ale nie ma też żadnych zahamowań, żeby szczypać w tyłek pielęgniarkę (a to przecież nic takiego, nikt w ogóle nie zwraca na to uwagi, wiedziała kobieta na co się pisała, kiedy chciała leczyć ludzi), jednocześnie głosząc, jak to stał się teraz monogamistą. Co prawda wszystkim głównym bohaterom w tej książce życzyłam bolesnego zgonu, ale ten sukinsyn był z nich wszystkich najgorszy.
I dalej, mamy bohatera, który jest drag queen i zostaje z tego powodu brutalnie potraktowany przez policję. Nasi dobrzy bohaterowie przez chwilę bardzo mu współczują, co pokazuje, jakimi są dobrymi ludźmi, a potem momentalnie o tym zapominają, mimo że główny bohater mógł go ostrzec, a tego nie zrobił, a wszystko było tylko straszakiem, żeby wykurzyć innego bohatera (podpitego wujka). Wszyscy oczywiście biednemu pedałowi (jakiego to określenia autor z lubością używa) współczują, tak samo jak się współczuje kopniętemu pieskowi, co oczywiście pokazuje ich głęboką empatię i sąsiedzką dobroć. Piękny zabieg literacki. Dla mnie i dla różnych innych pedałów to niestety wciąż aktualna rzeczywistość i nadal możemy zostać pobici i zgwałceni, jeśli ktoś odkryje naszą nieheteronormatywność, no ale autor uznał, że to świetny motyw na humorystyczny przerywnik w swojej zagadce kryminalnej.
Nie czytajcie tej książki, to jedno wielkie, śmierdzące gówno, którego lepiej nie tykać nawet kijem. Jeśli rzeczywiście autor robił to wszystko z premedytacją, to gratulacje, z premedytacją napisał chujową książkę, powinien być z siebie dumny. Mnie by w imię domniemanej wielkiej sztuki nie przeszły przez klawiaturę podobnie toksyczne i szkodzące prawdziwym, żyjącym ludziom poglądy, ale najwyraźniej autor nie widzi nic złego w uprzedmiatawianiu kobiet i przemocy wobec środowiska lgbt i traktuje to jako ładny ozdobnik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz