piątek, 20 kwietnia 2018

Jak krew z nosa

Generalnie to pisanie nie idzie mi bardzo. Od niedzieli napisałam trochę ponad 4k, co zdecydowanie nie jest tempem nanowym (podczas nano więcej pisałam w jeden dzień, wiec jest słabo). Nie wiem, nie jestem w stanie się na tym skupić, mimo że świat przedstawiony mi się podoba i mam bardzo dobrze rozpisany konspekt. Może w weekend uda mi się to trochę pociągnąć, bo aż żal, jak się patrzy na takie tempo.
Natomiast jak już wspomniałam, świat przedstawiony bardzo mi przypadł do gustu i zastanawiam się, czy coś jeszcze w nim nie napisać, jak już pozbędę się Piotrka jako narratora. Bo generalnie cała fabuła Grzybobrania opiera się na tym, że to właśnie on jest narratorem, w dodatku pierwszoosobowym, ale to taki typ człowieka, że utopiłabym go w łyżce z wodą, więc rozumiecie.
Alternatywną wersją jest to, że pogmeram trochę w Rudym. Ten świat przedstawiony to takie generic fantasy i nigdy mi się to nie podobało, ale ten tekst nie nadawał się ani na współczesność/ przyszłość, ani na XVIIw, a w żadnych innych dekoracjach nie piszę. No to teraz wpadło mi do głowy, że mogłabym zrobić z tego takie magiczne postapo, tzn to będzie to niby średniowiecze, ale po gigantycznej magicznej wojnie, która spustoszyła dwa kontynenty i zniszczyła kilka cywilizacji. Jestem absolutnie pewna, że ktoś już coś takiego przede mną pisał, ale sama nie trafiłam na taką książkę, więc trochę mi zajęło wpadnięcie na taki pomysł. (Gdyby ktoś miał coś do polecenia w tym guście, to chętnie przygarnę). W każdym razie mechanika magii bardzo mi się w to wpasowuje, poza tym wyjaśnia, czemu w quasi-Rosji panuje takie multi-culti (poza oczywistością w postaci położenia geograficznego, ale obawiałam się, że to może nie wystarczyć). Niestety plague doctor będzie facetem, bo inaczej mi to nie działa w fabule, ale przynajmniej jest Kozakiem (w sensie prawdziwym Kozakiem, nie że kozakiem, bo kozakami są Rude).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz