czwartek, 7 czerwca 2018

Otczestwo

Wszyscy pewnie już wiedzą, że zachwycam się językiem rosyjskim i uważam, że brzmi absolutnie pięknie, mimo że sama nie miałam jeszcze czasu opanować go w w stopniu wyższym niż mierny. No ale strasznie jaram się otczestwami, bo (pomijając fakt, że nabijają wordcount na nano) uważam, że to strasznie tru, kiedy narrator zwraca się do bohatera per Dymitr Aleksiejewicz, można mnóstwo rzeczy w ten sposób wyrazić i dodaje to kolejną możliwość do subtelnych zmian znaczeniowych w sposobach porozumiewania się moich ruskich elfów (czego nauczyła mnie Wiera Kamsza, chociaż u niej akurat patronimików nie ma, natomiast wspaniale eksploruje ona różnicę między byciem per pan i per ty - coś, co w angielskojęzycznych książkach raczej się nie trafia).
W każdym razie, no, otczestwa. Tylko skoro mam powszechne równouprawnienie, to uświadomiłam sobie, że to nie ma najmniejszego sensu, żeby dzieci były określane tylko z perspektywy ojca. Jeśli mamy grafinę, dziedziczkę tytułu, która wychodzi za młodszego brata jakiegoś grafa, co podnosi go do rangi grafa-małżonka, to na zdrowy rozum ważniejsze jest to, że dane dziecko jest potomkiem tej właśnie grafiny, a nie jej randomowego męża, który pomaga jej w zarządzaniu rzeczami. Dalej - skoro mam wielką księżną Irinę i jej randomowego męża, młodszego brata zmarłego margrafa Michajłowa, i to ona przekazuje synom nazwisko rodu rządzącego, to powinno obowiązywać, welp, matczestwo? Muszę odkurzyć znajomości z jakimiś rusologami, bo mam za małe wyczucie językowe, żeby to przeprowadzić. Byłabym zachwycona, gdyby dało się zastąpić otczestwo jakimś neutralnym terminem, also, nie jestem całkowicie pewna, jak konkretnie utworzyć te matczestwa. No ale na razie wychodzi mi, że mój główny bohater nazywa się Dymitr Irinowicz Aleksiew, co trochę burzy mi piękną strukturę dwóch Dymitrów Aleskiejewiczów... Nie żeby ona miała jakieś istotne znaczenie fabularne, ale wiecie, bardzo ją lubię, była ze mną od samego początku, kiedy tylko wymyśliłam, że oni tam mają tylko czternaście imion. Może będzie dwóch Dymitrów Irinowiczów? Ale to mi z kolei burzy cały jeden wątek i musiałabym go bardzo mocno przemyśleć, zresztą całe drzewo genealogiczne Michajłowów wywraca na drugą stronę, a już prawie się cieszyłam, że przynajmniej w nim nie będzie dużo roboty.
Natomiast taka popularność imienia Irina byłaby mi bardzo na rękę, bo ostatnio przypominam sobie Noldorów i wykiełkował mi epicki konflikt Aleksja-Irina w Legendarium, który jest, welp, epicki. To chyba ma związek z tym, że przestałam tak hejtować Feanora, będzie o tym notka, jak się uporam z życiem. Anyway, wychodzi mi na to, że to był nie Aleksy Wielki, bo Aleksy był cienki jak dupa węża - wszystko zaczęło się od carycy Aleksji Wielkiej i jej marszałka Iriny Żelaznej. (W ogóle ach, przydomki też są zajebiste. Może Aleksy Cienki, skoro przy tym jesteśmy? Historycy wciąż debatują, czy chodziło o jego przedmioty fizyczne czy psychiczne. Poza tym mam historię Dymitra Złośliwego, jednego z przodków Dymitra Irinowicza, który wsławił się tym, że nie chciał umrzeć i przekazać tronu wnukom, więc czekał, aż ich wszystkich przeżyje. W końcu otruła go teściowa prawnuka, z czego potem wynikła pięćsetletnia krwawa waśń pomiędzy margrafami Michajłowami i książętami Krugłowami).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz