wtorek, 26 czerwca 2018

Naomi Novik

Dzisiaj przeczytałam właśnie ostatni (dziewiąty) tom cyklu o Temerairze. To była druga podróż, zaczęłam czytać te książki zanim jeszcze zainteresowałam się wojnami napoleońskimi, zdążyłam dwa razy się zniechęcić, przestałam wierzyć, że w ogóle wydadzą kiedykolwiek ostatni tom po polsku, ale wreszcie skończyłam.
Od razu powiem, że lubię ten cykl. Nie jest jakoś rewelacyjnie napisany, chociaż nie jest to poziom katastrofy warsztatowej Lackey, nie podoba mi się trochę rzeczy, takie jak dość stereotypowe opisywanie smoków różnych narodowości (szczególnie Rosji i Prus) i duży imperatyw narracyjny (ach to pojawianie się Tharkaya w momentach, kiedy tylko był potrzebny, i znikanie natychmiast, kiedy przestał...). Natomiast przywiązałam się bardzo do bohaterów - Eterna to nie jest, ale mogę powiedzieć, że właściwie wszystkich głównych bohaterów bardzo lubię, może poza Iskierką, chociaż kiedy pojawiła się Ning, doceniłam, że Iskierka przynajmniej ma jakieś wady (na przykład bycie tępą egoistką, ale whatever). Tak, Laurence ma kij w tyłku, ale akurat lubiłam w nim to, że jest takim poprawnym i uprzejmym oficerem marynarki, który bardzo przeżywa niewłaściwie rzeczy - ale koniec końców i tak zrobi to, co jest według niego etyczne, a nie to co powinien. Temeraire jest marysujką, ale again, Ning jest gorsza, poza tym jest też naiwnym idealistą. W ogóle bardzo mi się podoba ogólna charakterystyka smoków w tej serii i mimo że są niewątpliwie stworzeniami myślącymi, autorce udało się nie zrobić z nich ludzi. (Szczególnie podoba mi się ten motyw, że są bardzo dobre w matematyce i potrafią wyliczać swoje zarobki jak najlepszy bankier).
Nie pogardziłabym większą ilością bohaterek, chociaż zdaję sobie sprawę, że to kwestia odmalowania tamtejszych realiów - wśród smoków, których ludzkie normy zachowania nie obowiązywały, smoczyc w fabule jest chyba nawet więcej. Jest wątek Granbyego i Little'a, który tym bardziej cenię, że Grabny jest jednym z moich ulubionych bohaterów - chociaż to było nawet bardziej niż poboczne. Natomiast mam pewien problem. Wszystkie relacje Laurence'a z kobietami są sztywne jak kij i nienaturalne (z Jane jest tylko odrobinę lepiej niż z Edith, mimo że Jane też lubię), natomiast Laurence/Tharkay... dla mnie to było napisane prawie tak, jakby to miał być kanon - szczególnie scena z amnezją i zakończenie sagi. Autorka powiedziała gdzieś, że nie zamierza nic sugerować i niech każdy wybierze ten ship, który mu się podoba, a więc była świadoma, co napisała. No i dla mnie to takie chowanie głowy w piasek - niby napisała romans, ale w sumie tego nie powie wprost, tylko interpretujcie sobie jak chcecie. Gdyby Laurence skończył z Jane, cóż, nie podobałoby mi się, ale przynajmniej sprawa jest jasna. Tutaj mam wrażenie, że autorka chciała mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko, a wiadomo, jak to zwykle wychodzi.
Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie fakt, że przez jakieś dwadzieścia sekund Krwi Tyranów byłam przekonana, że Novik jednak odważy się (jakby to był jakiś wielki powód do odwagi w XXI w.) i jednak napisze to jako romans. Jestem zmęczona tym, że najwyraźniej manie nadzieję na gejowski związek głównego bohatera to zdecydowanie za dużo, żeby ktokolwiek mógł na to liczyć i zostaje tylko zadowolić się niedopowiedzeniami. Ta seria jest fajna, naprawdę polecam do poczytania, ale pewien niesmak pozostaje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz