niedziela, 24 czerwca 2018

NaNo ratuje życie

A nawet jeśli nie życie, to karierę. Pisarską, moją.
Może jestem zbyt optymistyczna, bo to dopiero moje pierwsze NaNo, ale muszę wam powiedzieć, że to był prawdziwy krok milowy w moim pisaniu i żałuję, że nie zrobiłam go wcześniej. Oczywiście to, że podczas NaNo lepiej się pisze i ma się większą motywację to jedno. Nie zakładałam, że na pewno uda mi się napisać te 50k słów, tymczasem zrobiłam to w niecałe dwa tygodnie, więc magia NaNo rzeczywiście zadziałała. Natomiast bardzo obawiałam się potem redakcji - bo wklepać te 50k to jedno, ale żeby one potem jeszcze wyglądały sensownie, to zupełnie inna sprawa. Jestem perfekcjonistką, nie lubię pisać na pałę i zawsze wolałam, żebym potem miała w tekście najmniej sprzątania jak się da. Wychodziłam z założenia, że skoro teraz tak męczę się z redakcją, to co dopiero będzie z tekstem pisanym w tempie NaNo. No i oczywiście raz, że wybitnie spowalniało to moje pisanie (przed 2017 jeden raz zdarzyło mi się napisać dzienną normę w okolicach 4k, tymczasem podczas NaNo pisałam 4k dziennie przez dwa tygodnie...), ale redagowanie to zupełnie inny świat.
Oczywiście narzekam, bo wiadomo, nie chce mi się redagować, ale w porównaniu z moim doświadczeniem i tym, co się spodziewałam? To najprostsza redakcja w moim życiu. Przede wszystkim - nie jestem przywiązana do tak szybko napisanego tekstu, więc nie mam żadnych oporów, żeby kasować całe długie fragmenty, przepisywać je czy przestawiać. Mam tych słów i tak tyle dużo, że kilka tysięcy w tę czy w tamtą nie robi żadnej różnicy. Poza tym te słowa nie narodziły się w udręce po kilka dziennie, tylko lały się niezorganizowanym strumieniem, bardzo często ze świadomością, że są one beznadziejne i wylecą w pierwszej redakcji. Teraz mogę je wywalić, bo mam dalszy tekst, do którego prowadzą, a wtedy były potrzebne, żeby pisać dalej. Wtedy nie myślałam specjalnie przy pisaniu, wiec teraz nie mam żadnych oporów przed zmienianiem praktycznie wszystkiego.
Znam osobiście pisarkę, której pierwszy draft to praktycznie gotowy tekst, ewentualnie z kilkoma literówkami do poprawy. Ba, ta osoba wydaje w tej chwili drugą książkę. Ale zdecydowana większość ludzi nie ma tego magicznego daru i jeśli chce pisać, musi nauczyć się redagować - a z kolei nic tak nie uczy redagowania, jak tekst, którego nie ma się oporów wypatroszyć i przenicować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz