sobota, 10 marca 2018

Lista bbc część 1.

Bardzo lubię listy czytelnicze, a więc często przeglądam internet za różnymi ciekawymi przykładami. Od jakiegoś czasu pracuję nad jedną z najpopularniejszych, mianowicie listą bbc, w której jestem w jakiejś 1/3, więc uznałam, że będę się dzielić krótkimi opiniami na temat książek, które znajdują się na niej i na innych listach, za które się w przyszłości zabiorę.
Ze spraw organizacyjnych: posługuję się polską wersją listy, która różni się trochę od listy angielskiej, ale szczerze mówiąc nie chciało mi się analizować dokładnie wszystkich stu pozycji, żeby zobaczyć, gdzie są zmiany (a ze zrozumiałych powodów wolę się posługiwać polskimi tytułami). W pierwszej części chcę skupić się na fantastyce, którą koledzy z bbc uznali za tak godną polecenia.

JRR Tolkien: Władca Pierścieni i Hobbit
To dwie osobne pozycje, więc chcę od razu zacząć od mojego głównego problemu z tą listą, mianowicie umieszczanie kilku książek tego samego autora, które właściwie niewiele się między sobą różnią. Myślę, że jeden z tych tytułów zupełnie by wystarczył, żeby dać czytelnikowi wyobrażenie o przedmiocie (przy czym uważam, że zostać powinien Władca, jako najbardziej znany przykład i Tolkiena, i fantasy w ogólności), bo traci na tym różnorodność listy.
Jeśli chodzi o samego Tolkiena, to na mojej liście też by się niewątpliwie znalazł, bo na jego książkach (chociaż głównie na Silmarillionie) praktycznie się wychowałam, jednak z perspektywy czasu znajduję coraz więcej rzeczy, które mi się nie podobają. Niewątpliwie ma piękny styl i z wprawą i rozmachem prowadzi fabułę, jednak mam mu za złe, że był prekursorem w promowaniu słabej pozycji kobiet w fantasy - pojedyncze, które się pojawiły, były nawet bardzo dobrze napisane (Galadriel, Eowyn, Luthien), jednak wykreował przekonanie, że kobieta w świecie fantasy to wyjątek, a nie norma (w Hobbicie nie ma ani jednej bohaterki, co jest aż absurdalne). Poza tym mam wrażenie, że w przypadku niektórych bohaterów intencje twórcy mocno rozjechały się z rzeczywistością, co widzę w przypadku Silmowych Valarów, którzy chyba mieli być ostoją najwyższego dobra, a wyszli na bandę snobistycznych arogantów.

CS Levis: Opowieści z Narni
Na liście pojawia się osobno cały cykl i osobno pierwszy tom, chociaż chyba nie we wszystkich wydaniach. Opowieści z Narni przeczytałam dopiero na studiach, bo w dzieciństwie tak mi się nie spodobały, że odmówiłam skończenia nawet pierwszego tomu. Teraz, skoro znam całość, mogę powiedzieć przynajmniej, dlaczego tak nie lubię książek Levisa: facet ma wyjątkową tendencję do nachalnego i niezbyt wprawnego moralizatorstwa, którego nawet nie jest w stanie podać w jakiś ciekawy sposób. Pewne poglądy autora agresywnie prześwitują przez tekst i w rezultacie trudno brać jego książki na poważnie. Nie-chrześcijanie zapewne zirytują się na tak oczywiste wpychanie im chrześcijańskiej religii (i to nie ogólnie chrześcijańskich wartości, co nawet by nie raziło, ale wiecie, zabicie i zmartwychwstanie Jezu- pardą, Aslana, Sąd Ostateczny, te sprawy), natomiast chrześcijanie mogą się poczuć obrażeni, że ich religia jest wykorzystywana do takich bzdur, w dodatku wyjątkowo nieudolnie.
Aslan nie jest zbawcą świata, tylko aroganckim gnojkiem i to w stopniu jeszcze większym, niż Valarowie u Tolkiena (mimo wszystko oni byli pomniejszymi duchami i teoretycznie byli omylni, natomiast Bóg/Eru nie mieszał się do spraw ziemskich, natomiast Levis w ten sposób się nie ograniczał). "Koń i jego chłopiec", mimo że powinien przypaść mi do gustu, bo jest o gadającym koniu, wkurzył mnie głównie rasizmem, bo Arabowie zostawi wszystko potraktowani jak banda chciwych, głupich i okrutnych gnojków porywających białe dzieci i gadające zwierzęta Narni. Poza tym mierzi mnie, jak od początku portretowana była Zuzanna i jej najbardziej kibicowałam - szczególnie kiedy uwolniła się od ten bandy palantów i poszła swoją drogą. Te książki przedstawiają całą kupę okrutnych i toksycznych zachowań przedstawianych jako coś dobrego i pożądanego, więc naprawdę, to jedna z ostatnich rzeczy, które czytałabym dzieciom z nieukształtowaną jeszcze oceną rzeczywistości.

JK Rowling: Harry Potter
To niewątpliwie seria kultowa, która na stałe zapisała się w kulturze, nie mam też do niej takich zastrzeżeń, jak do poprzednich omawianych pozycji. Chciałabym nawet zaznaczyć, że przedstawiłabym HP jako jeden z przykładów, jak tworzyć ciekawe i zróżnicowane bohaterki, które w żaden sposób nie odstają od swoich kolegów. Rowling na pewno zrobiła dobrą robotę w pokazywaniu różnych problemów społecznych, a jednocześnie obroniła się przed moralizowaniem.
Mój główny problem zaczyna się, kiedy człowiek zaczyna grzebać w szczegółach. Severus Snape jest dla mnie jednym z najbardziej znienawidzonych i odrażających bohaterów, ale mimo zapewnień samej autorki nie jestem przekonana, czy rzeczywiście miała to na myśli i czy w jej świecie ten absurdalny redemption arc jest tak samo wystarczających usprawiedliwieniem, jak w oczach większości Snaperek. O problemie skrzatów domowych czy Dumbledore'a napisano już tysiące stron. W to, że JKR wie co robi, zwątpiłam parę lat temu podczas tej awantury o zawłaszczenie kultury Indian, w którym to autorka pokazała, w jaką stronę będą od tej pory szły jej wystąpienia. Bronienie biednego misiaczka Deppa było tylko ostatnią kroplą, która przegięła pałę goryczy i ostatecznie wyrzuciła JKR z grona pisarzy, których zdanie szanuję. Nie mówiąc już o wielkiej batalii na temat Dumbledore'a-geja (już odkładając na bok kwestię, czy tak kontrowersyjna postać rzeczywiście nadaje się na jedynego reprezentanta LGBT w książce dla dzieci). "Poczekajcie i zobaczycie" powiedziała osoba, która podpisuje się pod siedmioma książkami i dziewięcioma filmami z tego uniwersum. A goń się pani.

D Adams: Autostopem przez galaktykę
...Nie mam bladego pojęcia, co ta książka tutaj robi. Ba, nie mam bladego pojęcia, co robi w kanonie fantastyki, ale to inna sprawa. Jest tyle innych książek, które mogłyby tu się znaleźć. Czemu nie Pratchett, jeśli chcemy fantastykę z brytyjskim humorem? Fakt, że na tej liście znalazło się miejsce dla Adamsa, a nie ma go dla Pratchetta, zakrawa na absurd. Przeczyłam Autostopem przez galaktykę, a potem Restaurację na końcu wszechświata tylko po to, żeby się upewnić, że nie mam halucynacji. Te książki nie mają żadnej odkrywczej fabuły, napisane są irytująca manierą, co chyba ma być śmieszne (to nie tak, że nie mam poczucia humoru, wspomniany Pratchett naprawdę mnie bawi, ale jest różnica między byciem śmiesznym, a sileniem się na śmieszność), a bohaterowie to banda irytujących, kartonowych manekinów. Ta książka nie jest zła sensu stricte, ona po prostu jest słabo napisana i nudna.

F Herbert: Diuna
Kolejna książka, za którą nie przepadam, ale tutaj z kolei zupełnie się nie dziwię jej miejsca na liście, bo jest dobrą i dużo wnoszącą pozycją. Mój główny problem z nią polega na tym, że filozoficzne debaty naprawdę mnie męczyły, poza tym nie polubiłam żadnego z bohaterów (szczególnie nie darzę sympatią Paula i Jessiki). Tym niemniej doceniam pomysł i podoba mi się świat przedstawiony, wymieniłabym też tę książkę, jako taką, którą warto znać, nawet jeśli się jej nie polubi.

Moje główne zarzuty do wymienionych książek: czemu Adams zamiast Pratchetta (nigdy tego nie pojmę), po co duble, skoro przez to nie było miejsca na Le Guin, Asimowa czy Clarke'a, których można lubić albo nie, ale są tak samo wymieniani w kanonach fantastyki jak Tolkien, Levis czy Herbert. Nieobecność Lema może mniej mnie dziwi, ale moim zdaniem też miałby na tej liście rację bytu. Oczywiście to lista ogólnoliteracka i fantastyka to tylko pewien wycinek, ale mam wrażenie, że jej autorzy poszli po linii najmniejszego oporu i nawet nie silili się na różnorodność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz