poniedziałek, 3 września 2018

Simsy

Tak się u mnie zaczęło oglądanie gameplayów.
Z Simsami znałam się właściwie od zawsze - pamiętam jeszcze granie w jedynkę i jak się cieszyłam, kiedy dostałam Zwierzaki i Wakacje, a także moją pierwszą tałmę, jak mój sim spłonął w pożarze (wtedy brakowało mi kreatywności i grałam własną rodziną, a w pożarze spłonął mój ojciec). Nad dwójką spędziłam już o wiele więcej czasu i - przede wszystkim - hajsu, bo miałam prawie wszystkie dodatki. Teraz żałuję przepuszczenia tego wszystkiego, ale wtedy jeszcze EA łatwo potrafiła mnie naciągnąć. Wtedy też odkryłam, że w sumie sam live mode mnie tak za bardzo nie interesuje - oczywiście jak kupowałam sobie nowy dodatek, to było fajnie, ale szybko go wyeksplorowałam, a potem już tylko bawiłam się budowaniem i genetyką. Miałam wspaniałą sześciopokoleniową rodzinę w której śledziłam dziedziczenie różnych cech wyglądu, ale niestety podczas przenosin między komputerami cały ten zapis przypadkowo mi się skasował. Z jednej strony szkoda, ale też TS2 było na tyle proste i ograniczone w funkcjach, że chyba i tak bym w to teraz nie grała. Szkoda tylko tego hajsu, a teraz nawet już tego nie sprzedam.
W trójce spędziłam chyba najwięcej czasu, do tego stopnia, że najpierw zbuggowało mi się drzewo genealogiczne mojej rodziny (którego nawet nie dało się liczyć w pokoleniach, to była raczej dżungla w stylu mody na sukces), a potem zbuggowała mi się cała gra, nie mówiąc o tym, przez jaką wieczność się wczytywała. Wtedy to pierwszy raz natknęłam się na kanał Jamesa, kiedy szukałam jakiś tutorialów w budowaniu. Moja rodzina miała już tyle hajsu, że stawiałam im tylko nowe domy, ale były one dość prymitywne i mało kreatywne. Kupowałam też kupę dodatków, żeby tylko mieć więcej rzeczy do build mode. Do dziś nie mogę sobie wybaczyć, ile EA na mnie zarobiła. W każdym razie słyszałam bardzo złe opinie o czwórce, że skok na kasę i w ogóle bojkot, więc nawet się za to nie zabierałam.
No ale oglądałam gameplaye z budowania u Jamesa, ponieważ powiem wam, on buduje absolutnie zajebiste domy. Mnóstwo rzeczy u niego podpatrzyłam i zaczęłam wreszcie ogarniać jak budować ładne rzeczy. Niestety, playlista z TS3 szybko się skończyła i chcąc nie chcąc wzięłam się za TS4. Które okazało się naprawdę fajne. EA ogarnęła kuwetę, przynajmniej na tamten moment, dodała mnóstwo darmowych rzeczy w aktualizacjach i generalnie ta łysa i biedna podstawka zaczęła wyglądać trochę sensowniej. A w dodatku dowiedziałam się, że wyszedł dodatek o wampirach.
Bo wiecie, w TS3 moim ulubionym dodatkiem był Supernatural: raz, że było tam mnóstwo budownictwa w stylu fantasy, jakieś rzeźby, zamki, ornamenty i tak dalej, dwa, że bardzo nie lubię, jak moi simowie umierają, dlatego miałam w zwyczaju zamieniać ulubionych w wampiry, żeby żyli wiecznie i tylko patrzyli jak świat śmiertelników przemija wokół nich (yep, wpływy sztachania się Tolkienem w podstawówce). Potem było jeszcze gorzej, bo w momencie, kiedy ta moja moda na sukces zbuggowała się tak, że nie dało się nią w ogóle grać, odpaliłam sobie nową grę z mocnym postanowieniem, żeby tym razem pozwalać nawet najbardziej merysójskim simom umierać, ale zupełnym przypadkiem stworzyłam na samym początku sima, który był Leosiem, bo byłam już pod wpływem Eterny (tak, był rudy, piegowaty i nikt go nie lubił) i tak bardzo się do niego przywiązałam, że nie mogłam pozwolić mu umrzeć. Rzeczy znów wyrwały się spod kontroli, kiedy zaczęłam hurtowo adoptować dzikie konie, a potem tworzyć modę na sukces tym razem w końskim stadzie.
Zobaczcie na te mordencje słodkie. Wtedy nie jeździłam konno, więc musiałam sobie kompensować pikselami.
A rude to oczywiście Leoś we własnej piegowatej osobie.
Tylko znów, pewna ilość koni sprawiła, że gra znowu mi zlaggowała i generalnie mój komputer miał z nią duże problemy życiowe. Dużo rzeczy z build mode mi się w trójce podoba, na przykład sztuczki z fundamentami, split levels i modyfikacje terenu, ale z drugiej strony fakt, że można było dowolnie dopasowywać sobie paletę kolorystyczną to było dla mnie trochę za dużo, na kolorach nigdy za dobrze się nie znałam. Oczywiście w TS4 jest to aż za bardzo ograniczone, ale jednak TS3 było dla mnie przeładowane opcjami i ani ja, ani mój komputer nie byliśmy w stanie tego przetworzyć.
A więc kiedy zaczęłam oglądać wideo Jamesa i doceniłam build mode w TS4, a potem jeszcze dowiedziałam się o tych wampirach, poczułam się bardzo zainspirowana i z okazji zdania jakichś egzaminów czy coś poleciałam je sobie kupić. I powiem wam, że ta gra mi się podoba. EA naprawdę się ogarnęła po fali hejtu, jaki się na nich zwaliła po pierwszym wypuszczeniu podstawki i po całym dniu ściągania aktualizacji wszystko wygląda fajnie.
Teraz już celowo stworzyłam sobie Leonarda Manrika i tak jak nigdy nie bawiłam się specjalnie w żadne historie, tak tym razem rzeczywiście skupiłam się trochę na live mode, kompensując sobie życiowe porażki dawaniem mojej Eternowej pokrewnej duszy wszystkiego co najlepsze. Generalnie Leoś miał bardzo przykre życie w kanonie i jakoś tak się podbudowywałam moralnie, zarabiając nim kupę hajsu. Oczywiście nadal jest Leosiem, więc jest rudy, piegowaty i nikt go nie lubi, ale w tej wersji przynajmniej się go bali, bo oczywiście był wampirem, z paskudnym nawykiem żywienia się wszystkimi simami kręcącymi się w okolicy. W TS3 trochę mi przeszkadzało, że na pewnym poziomie charyzmy ciężko było sprawić, żeby inni simowie mojej merysójki nie lubili, natomiast TS4 skutecznie można grać nietowarzyską świnią.
(W ogóle nie wiem, czy wiecie, ale w przeciwieństwie do poprzednich odsłon w TS4 są dwa paski relacji - przyjacielska i romantyczna. Moją pierwszą myślą było wtedy, czy można w takim razie stworzyć relację, w której simy byłyby swoimi największymi wrogami, ale relację romantyczną miałyby maksymalną. EA rozumie umysły graczy, więc tak, można. To się nawet nazywa enemies with benefits).
Naprawdę, granie w TS4 bardzo mi się spodobało, wciągnęłam się w to i przywiązałam do moich simów (do mojego Leosia). Chciałabym tylko móc stworzyć mu stado pełne rudych, pikselowych koni, ale niestety... Kiedy wyszły Zwierzaki miałam ochotę kupić je i dodać Leosiowi chociaż stado puchatych Zawciągów, ale nie, w tym momencie stwierdziłam, że trzeba się ogarnąć. I tak już spędziłam na te simsy absurdalne ilości hajsu, a tempo, z jakimi EA wypuszcza teraz nowe dodatki, jest porażające. Wtedy to poza filmami o budowaniu Jamesa zaczęłam oglądać też jego gameplaye - o ile wiem, on na prowadzeniu tego kanału zarabia na życie i dostaje od EA egzemplarze simsów jeszcze przed premierą, a więc za każdym razem wraz z nowym dodatkiem pojawia się u niego nowy gameplay. I oczywiście na początku było jak zwykle, czyli bardzo mi się chciało zagrać samej i już prawie biegłam kupować kolejne dodatki - ale po pewnym czasie stwierdziłam, że właściwie oglądanie gameplayów w zupełności mi wystarczy. Wiadomo, wszystko co najlepsze dla pikselowego Leosia, ale byłam na takim etapie życia, że nie miałam nawet dość siły, żeby cokolwiek robić w grze i wolałam już naprawdę oglądać, jak rzeczy robią inni. A jak mi się już poprawiło, to parcie na kupowanie kolejnych gier mi opadło i w sumie uznałam, że takie oglądanie właściwie zupełnie mi wystarcza, a na kolejne gry mnie po prostu nie stać.
Jeśli ktoś chce poznać TS4, to naprawdę polecam gameplaye Jamesa. Prowadzi on serię Rags to Riches, w której po opublikowaniu nowego dodatku zaczyna z simem nie mającym żadnych pieniędzy i musi zarabiać na utrzymanie w związany z dodatkiem sposób. Dodatkowo jest pewien aspekt fabularny, bo są to zawsze kolejne pokolenia jednej rodziny, które zaczęły się od Lady Bigwallet, protoplastki rodu. Wedle starożytnej tradycji dzieci w tej rodzinie są wyrzucane na ulicę bez grosza przy duszy i muszą dowieść przynależności do rodziny Bigwalletów zarabiając kupę hajsu. Do tradycji należy też, że rodzice-bogacze nękają dzieci telefonami, których te nie odbierają, bo są zajęte zarabianiem. Szczególnie polecam ostatnią (na ten moment) serię do Pór roku, bo James gra w bardzo nietypowy dla siebie sposób - zamiast skupiać się tylko na zarabianiu hajsu, jego sim wziął ślub, miał dzieci, psa i generalnie James zaangażował się w mnóstwo sidequestów, których nigdy nie robił, bo za bardzo skupiał się na zarabianiu hajsu.
A tu jeszcze zamek mojego Leosia, którego porzuciłam żyjącego z kupą hajsu i nienawidzonego przez wszystkich sąsiadów. Typowy Manrik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz