poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Różne

Miałam problemy, ale trochę odblokowałam się z pisaniem Władzia po tym, jak wywaliłam jakieś 500 słów wczorajszego tekstu. Pamiętajcie, dzieci, nie róbcie tego podczas NaNo, bo podczas NaNo nie kasuje się ani słowa, ale w tym przypadku akurat musiałam uważać na łączną ilość znaków, a także żeby odpowiednie punkty fabularne przypadały na odpowiednią długość tekstu, więc popełniłam ten niewybaczalny błąd pisania i redagowania jednocześnie.
Poza tym mam już chyba tytuł dla Władzia: Bukiety pełne klątw. Z perspektywy melodyki tytułu bardziej by mi pasowało Bukiety pełne przekleństw, ale przekleństwa raczej kojarzą się z "wydupiaj parchaty odinsonie", a nie zaklęciami.
Poza tym myślałam o głównych bohaterach trzech tekstów, które najbardziej leżą mi w tej chwili na sercu, to znaczy o Dimie z Ruskich elfów, Kiryle z Rudego i Lysanor z Czarnoksiężniczki. Generalnie kiedyś miałam tendencję do pisania wszystkich moich głównych bohaterów w podobny sposób, to znaczy jako depresyjnych introwertyków z tendencjami autodestrukcyjnymi i samobójczymi, ale na szczęście napisałam Małpę i maglowanie tego samego bohatera w tym właśnie typie przez 100+ k chyba rozszerzyło mi trochę horyzonty. Teraz mam wrażenie, że już się uwolniłam od tego typu bohatera i jednak moi protagoniści między sobą się różnią. Nawet nie mówię już o głównych bohaterach opowiadań, bo to trochę ćwiczenie literackie, a Romanow czy Piotrek są raczej dla mnie wyjątkami.
W każdym razie mam tendencję do tego, żeby charakteryzować moich głównych bohaterów na bazie sprzeczności, ale to akurat uważam za fajny patent, bo prawdziwi ludzie też tak mają (już abstrahując od teorii Junga). W każdym razie Dimę początkowo pisałam jako ekstrawertyka, ale to nie miało za dużo sensu. Fakt, przez bardzo długi czas on pozuje na prostego żołnierza, dobrego dowódcę, ale nic poza tym - czy nawet nie pozuje, ale po prostu nikomu nie przyjdzie na myśl, że może być bardziej złożony - natomiast w gruncie rzeczy to jest bardziej intelektualista i jego główny talent polega na obserwowaniu i analizowaniu zjawisk. Co oczywiście przydaje się podczas wojny, ale wszyscy odgórnie założyli, że gdyby był inteligentny, to zająłby się innymi rzeczami.
Dalej, Kirył jest facetem-bluszczem, tak jak właściwie wszyscy faceci w tym tekście. I nawet specjalnie się tego bluszczenia nie wypiera, tylko z biegiem fabuły robi się coraz ważniejszy i bardziej kozacki, że aż nikt nie jest w stanie nawet pomyśleć, że mógłby być bluszczem. Wszystko to wynika z chęci ochrony siebie (całkiem racjonalnej, zważywszy że to mój ulubiony bohater do gnębienia) - i to, że na jednych się bluszczy, i to, że dla większości jest lodową statuą i najwyższym autorytetem.
Natomiast Lysanor zdarza mi się nazywać nieślubnym dzieckiem Azhrarna z Opowieści z Płaskiej Ziemi i Lokiego z Marvela, a więc dwóch postaci będącymi z charakteru swoimi absolutnymi przeciwieństwami. Z jednej strony ona jest boginią zniszczenia i moralność ma bardzo alternatywną, a śmiertelnikami przejmuje się tylko w takim stopniu, w jakim jest sama emocjonalnie zaangażowana. Natomiast w stosunku do niektórych osób jest bardzo zaślepiona na swoją niekorzyść i daje się robić w absolutnego wała, z jednej strony wierząc, że kontroluje sytuację, z drugiej strony żebrząc o odrobinę ludzkiej życzliwości ze strony osób, które mają ją gdzieś i wykorzystują w każdej sytuacji. Z jednej strony ma ego wyrąbane w kosmos jak przystało na boginię, a z drugiej strony robi z siebie podnóżek.
Chyba moją ulubioną rzeczą w rozwijaniu bohaterów jest to, w jak bardzo różny sposób może objawiać się ten sam i całkiem prosty zestaw cech. Nie kupuję tego, że komuś może zmienić się diametralnie osobowość, jeśli chodzi o podstawowe cechy i dążenia, natomiast bardzo mnie bawi oszukiwanie czytelników i zmienianie tego, jak te cechy się wyrażają. Z jednej strony bardzo lubię, jak takie zabiegi pojawiają się w książkach, które czytam (again: Eterna, WALENTYN PRIDD - czułam się tak bardzo oszukana przez autorkę i to było tak zajebiste), z drugiej strony wiem, że za niektóre moje zagrania podczas pisania, jako czytelnik pieprznęłabym książką o ścianę i nigdy więcej nie sięgnęłabym po tego autora. Ale czasami jak widzę jakąś wspaniałą okazję, to nie mogę się powstrzymać. (Ach, opko o podróżach w czasie, pisane tylko po to, żebym mogła przemycić jedno perfidne świństwo). Może to kwestia tego, że chciałabym sprawdzać moje skille pisarskie pod względem tego, czy mogę skłonić czytelników do myślenia o bohaterach akurat tego, co planuję, w tym konkretnym czasie. A wszystko przez jednego posta na tumblrze na temat Władimira Nabokowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz